Pełen zachwytu spoglądam na rozwój rynku sportowego w tej naszej kochanej i wciąż niedocenianej dyscyplinie. Przy dobrych wiatrach (czyt. z pełną kiesą) można tak naprawdę startować niemal co tydzień i ciężko tak naprawdę zliczyć jak dużo się dzieje na tym naszym europejskim kontynencie. Oprócz otwartych turniejów scenę zdominowały także gale na których zaproszeni zawodnicy toczą swoje superfighty i na przestrzeni roku skupiają się tak właściwie tylko na tego typu występach.
Wywodzę się z czasów, kiedy jedyną opcją rywalizacji były turnieje. Te natomiast przybierały formę areny, która otoczona trybunami pełnymi widzów była polem rywalizacji wojowników. Przez długie lata ta właśnie forma widowiska była jedynym dostępnym źródłem w którym mogliśmy oglądać w akcji sportowe BJJ. Nikt za bardzo nie myślał o galach, superfightach, gdyż wydawało się to zbyt odległe z racji na odwieczną niszę w porównaniu do sportów stójkowych czy do MMA.
Mogę się mylić, ale kiedy wjechało pierwsze Metamoris, mogliśmy się w pełni delektować widowiskiem na które tak naprawdę wszyscy czekaliśmy. Przypomnijmy, że na pierwszym evencie oglądaliśmy takie pojedynki jak Roger Gracie vs Buchecha, Andre Galvao vs Ryron Gracie czy Xande Ribeiro vs Dean Lister. Nie musieliśmy oczekiwać, aż losowo Ci zawodnicy złapią się na największych zawodach w roku, ale dostaliśmy wręcz na tacy zestawienia, których na próżno było szukać gdzie indziej. To otworzyło nowy rozdział w profesjonalnym BJJ i dzięki temu przeszliśmy z epoki areny na epokę sceny.
Od pierwszej gali Metamoris minęło już niemal 7 lat i każdy z Was jest chyba w stanie samemu ogarnąć jak to wszystko poszło do przodu. Od czasów kiedy czekaliśmy na kolejne edycje Metamoris jak na gwiazdkę, rynek został wręcz zalany przez mniejsze i większe promocje, które co chwilę organizują mega zajawkowe eventy. Cieszy również fakt, że karty walk na niektórych galach dają również szansę mniej znanym zawodnikom, którzy mogą walczyć na tej samej gali co zawodnicy ze ścisłej czołówki. Jest to niepodważalnym dowodem na to, że sportowo trzymamy się naprawdę dobrze i zawodnicy z młodego pokolenia od początku mogą wkręcić się w rywalizację spod znaku pełnego profesjonalizmu.
Dochodzi do tego fakt, iż niektórzy wkręcają się wyłącznie w jedną z form rywalizacji. Mamy tych, którzy wolą jeździć na turnieje, a więc rywalizować w trybie areny, jak i tych którzy przygotowują się jedynie do nadchodzących superfightów. Jeżeli miałbym wybierać to chyba sam wolałbym przejść w tryb sceny, aczkolwiek z racji na fundamentalny charakter mojego jiu-jitsu wiem, że trzeba napie#dalać się wszędzie i zawsze póki jest zdrowie. Jestem tutaj od dekady i niesamowicie jaram się tym, że wciąż robimy milowe kroki naprzód i możliwości wyboru własnej drogi jest teraz tak mnogo. Bawmy się, trenujmy ciężko i zgarniajmy co swoje. Zdrówka !
tekst: Łukasz Truskolawski