Krzysztof Łukaszewicz po Mistrzostwach Europy IBJJF w Lizbonie

Emocje po Mistrzostwach Europy w Lizbonie powoli opadają. W tym roku Polacy wywalczyli 27 miejsc medalowych, a wśród nich dwa medale z imprezy przywiózł Krzysztof Łukaszewicz. Główny trener Dragon’s Den Fight Club, startujący pod szyldem Ze Radiola Team rywalizował w dywizji masters 3 czarnych pasów, gdzie po trzech wygranych walkach stanął na trzecim miejscu podium.

„Jestem zadowolony ze swojego startu w kategorii średniej czarnych pasów masters 3 oraz w absoluto. W kategorii miałem 20 zawodników, wielu z nich to Brazylijczycy z kilkoma belkami na pasach. Pierwszą walkę wygrałem 23:0, drugą- z trenerem z Roger Gracie Academy- również na punkty 2:0. Do trzeciej walki stanąłem przeciwko nieco szalonemu zawodnikowi, który wcześniej uszkodził swojemu przeciwnikowi rękę zakładając bardzo mocną dźwignię na nadgarstek. W obawie o własne stawy oddałem go dosyć szybko trójkątem. W walce półfinałowej moim przeciwnikiem był doświadczony Brazylijczyk, który od razu wskoczył do zamkniętej gardy. Nie udało mi się jej przejść i walka skończyła się bez punktów i przewag wskazaniem na mojego rywala dając mi tym samym brązowy medal.”

Był to pierwszy start Krzyśka na Mistrzostwach Europy od prawie 10 lat. Należy wspomnieć, że Łukaszewicz miał dość sporą przerwę od rywalizacji na zawodach, a dopiero na listopadowych Mistrzostwach Polski BJJ wrócił do startów. Od tamtego czasu udało mu się wywalczyć złoto na MP oraz trzy złota na Hungarian Open w Budapeszcie. Krzysztof w rozmowie z nami wspomniał swój pierwszy start w Lizbonie i ocenił organizację tegorocznej imprezy:

„Na Mistrzostwach Europy IBJJF w Lizbonie byłem w tym roku po raz drugi w życiu. Mój pierwszy start w rok 2008, wtedy w barwach mojego ówczesnego klubu Copacabana, wspominam bardzo dobrze. Pojechaliśmy sporą ekipą ziomeczków, z których większość ma teraz czarne pasy i z którymi nadal się koleguję. Startowałem wtedy w master 1 purpur i zdobyłem złoto w kategorii i brąz w absoluto.
Dziesięć lat to szmat czasu i wiele rzeczy się zmieniło. Mistrzostwa Europy to teraz ponad 4000 zawodników a zawody trwają prawie cały tydzień. Pokrótce:
Zawody zorganizowane w zasadzie bezbłędnie. Dostęp do list i drabinek on-line wraz z dokładnymi godzinami startu; na macie rozgrzewkowej oraz na hali głównej ekrany z rozpisanymi walkami. Czytanie do weryfikacji oraz sama weryfikacja bezbolesne, ułatwia ją znacznie posiadanie licencji zawodniczej. Dodatkowo, specjalna strefa dla czarnych pasów blisko mat umożliwiająca coachowanie podopiecznych. Zawody rozgrywane sprawnie na 10 matach, zgodnie z harmonogramem. Jeśli chodzi o sędziowanie to byłem świadkiem kilku pomniejszych zdarzeń, które nazwę „zgrzytami”, np. w walce Bagiego, który prowadził na punkty, stolik zapomniał wznowić czas wydłużając walkę o prawie minutę. Bagi próbował rozmawiać z sędzią za co otrzymał karę. Szczęśliwie powstrzymał się od dalszej dyskusji, bo skończyłoby się to stratą punktów.”

Jak już wyżej wspominaliśmy, Krzysztof wrócił do startów po dość długiej przerwie. Byliśmy zainteresowani co było głównym motorem napędowym do decyzji o rywalizacji na Mistrzostwach Europy IBJJF. Okazuje się, że jednym z powodów był wpływ najbliższych ludzi z otoczenia treningowego:

„Nie planowałem startu w ME i nie mogę powiedzieć, że byłem przygotowany na 100%. Szczęśliwie często trenuję z Mieszkiem Maciejewskim, który mnie nie oszczędza i te częste baty przyniosły dobry rezultat. Decyzję o starcie podjąłem za namową Ze Radiola i Maxa Carvalho- szefów organizacji Ze Radiola Team Association. Dali mi wprost do zrozumienia, że jako członek ZR nasz team- Dragon’s Den, powinien zaprezentować się na jednej z trzech najważniejszych imprez IBJJF. Decyzja została podjęta, bilety kupione, startowe opłacone (nota bene: licencja w wysokości 40 USD / rok oraz startowe 130 USD to dosyć dużo pieniędzy jak za to, że nie ma żadnych nagród rzeczowych).
Ze Radiola jest mega gościem- oprócz tego, że to jeden z bardziej doświadczonych trenerów BJJ, spod którego ręki wyszły takie gwiazdy jak Braulio Estima, Victor Estima czy Otavio Sousa, to jest niezwykle ciepłym i serdecznym człowiekiem, który całe swoje serce wkłada w jiu-jitsu i rozwój swojego teamu. Przez całe trwające kilka dni zawody biegał od maty do maty zdzierając gardło, machając koszulką ZR TEAM, „sugerując” sędziemu właściwe decyzje, szalejąc z radości z każdego zwycięstwa członków ekipy ZR. Brak znajomości rosyjskiego nie przeszkadzał mu w coachowaniu zawodnika z Ukrainy, który nie zna ani portugalskiego ani angielskiego. Ważne, że Ze nauczył się krzyczeć „dawaj Siergiej”.
Jeśli chodzi o moje walki to podpowiedzi Ze kilkakrotnie bardzo mi pomogły. To człowiek o ogromnej wiedzy i doświadczeniu w prowadzeniu zawodników. Bądź co bądź przez długi czas był odpowiedzialny za ekipę zawodniczą GB.”

Krzysztof Łukaszewicz oprócz medalu z kategorii przywiózł także srebrny medal z absoluto. Jakby tego było mało to półfinałową walkę wygrał z jednym ze swoich idoli, legendarnym brazylijskim jiu-jiteiro.

„Wahałem się czy wystartować w absoluto ale moi podopieczni i przyjaciele, którzy pojechali ze mną do Lizbony- Alicja i Diabeł, namówili mnie na start. Wyciągnąłem wolny los i w ćwierć finale spotkałem się z dużym reprezentantem Ribeiro JJ. Dominował siłą i wielkością ale udało się zapiąć trójkąt i ostatecznie poddać go balachą.
Obserwowałem walki w swoim absoluto i skomentowałem do kolegi z teamu: „ale ten gość jest podobny do Eduardo Tellesa”. Na co mój kolega odpowiedział: „to jest Eduardo Telles”. Ha! Okazało się, że następna moja walka to półfinał właśnie z The Turtle Master. Powiem szczerze, że bardzo mnie to ucieszyło. Zawsze lubiłem i podziwiałem Tellesa i oto nadarzała się okazja, aby z nim zawalczyć. Ani ja, ani mój narożnik nie mieliśmy zbyt wielkich złudzeń co do spodziewanego wyniku i może właśnie dlatego wyszedłem do walki na pełnym luzie. Skończyła się ona wynikiem 4:4, a ponieważ w ostatnich sekundach zaatakowałem balachą na kolano sędzia wskazał na mnie. Trudno opisać to uczucie. Rozmawiałem potem jeszcze z Eduardo, okazał się niezwykle miłym gościem. Była fotka 😊
W finale stanąłem naprzeciwko Eduardo Jamelao Conceicao. Nie wiedziałem o nim zbyt wiele, ale później sprawdziłem w internetach i ma na swoim koncie sporo niezłych osiągnięć. Po wyrównanej (przynajmniej moim zdaniem) walce przegrałem 2:0. Zabrakło bardzo niewiele bo w końcówce sweepnąłem go ale niestety skończył się czas. Jamelao pokazał bardzo dobrą strategię i duże doświadczenie.”

Krzysiek zaliczył swój start na ME w Lisbonie do udanych. Doświadczenie przywiezione z takiej imprezy owocuje ogromnym pokładem motywacji, który przekłada się na jeszcze cięższą pracę. Podium Mistrzostw Europy to marzenie wielu adeptów BJJ, a wynik Krzysztofa Łukaszewicza to dowód na to, że nigdy nie jest za późno na rywalizację o te marzenie.

„Cieszę się bardzo, że dałem się namówić na wyjazd na ME. Bardzo cieszę się również, że jako Dragon’s Den zdecydowaliśmy się na współpracę z Ze Radiola. Jego team powstał półtora roku temu, należy do niego obecnie ponad 140 akademii i w Lizbonie było nas wyraźnie widać. Wyniki z resztą mówią same za siebie. Poza tym ZR dba o swoich zawodników, dając im np. możliwość bezpłatnego noclegu w stolicy Portugalii.
Jeśli miałbym coś przekazać zawodnikom w Polsce to zachęcałbym ich do startów na tego typu imprezach. Rozumiem, że finanse nie zawsze na to pozwalają, ale jeśli chodzi o poziom, to na pewno nie mamy się czego wstydzić- Polskie BJJ ma się dobrze i zmierza we właściwym kierunku.
Pozdrawiam serdecznie czytelników GrapplerInfo, szczególnie tych, którzy doczytali do końca 😉

 

 

CO JEST KULANE?

Przeczytaj także