Co jest kulane #39 czyli dlaczego psycha jest kluczem do rozwoju

Brakuje ostatnio sposobności, aby usiąść z kawą i napisać dobry felieton. Ostatnie wydanie jakoś przeszło bez echa, systematyczność poszła się je#ać, a wena postanowiła odklepać pod naporem codziennych obowiązków. Listopad jest dla mnie zawsze miesiącem szczególnym. W tym roku jednak wjechał z takim impetem, że głowa mała. Wróciłem do startów, coś przegrałem, coś wygrałem, skończyłem trzy dychy, a dziś wieczorem lecę do Szwecji z reprezentacją biało-czerwonych na Mistrzostwa Świata. Jak się pewnie domyślacie, nie brakowało rozkminek związanych z tymi wydarzeniami.

Otóż jak pisałem niedawno, październik poświęciłem w 100% przygotowaniom do Mistrzostw Polski. Starałem się na nowo złapać „competition mode” i niesamowicie jarałem się tym co miał mi do zaoferowania każdy kolejny dzień. Koniec końców nic nie ugrałem, oprócz cennego doświadczenia i oczywiście zwyżki formy, która nastąpiła po turnieju. Tak się złożyło, że tydzień po MP miałem przyjemność bić się na turnieju Modern Gladiators Jiu Jitsu w 8-osobowym turnieju elity. Start tam nie był moim priorytetem, gdyż całe swoje skupienie poświęciłem Mistrzostwom Polski. Cieszyłem się po prostu, że znowu wejdę na scenę, przed publikę i poczuje się jak na Polarisie. Tak właściwie to po Mistrzostwach Polski totalnie wy#ebałem sobie na treningi, dietę i cały ten szajs. Oczywiście, że byłem na macie codziennie, gdyż  trzeba było iść do roboty. Simple. Nie czułem jednak ani jednej oznaki tego, że zbliża się turniej. Uwierzcie, musiałem puszczać sobie highlight’y, żeby w jakiś sposób się zmobilizować i poczuć ogień rywalizacji.

Nie poczułem. Nie poczułem go aż do momentu w którym wszedłem na scenę i przybiłem pione z przeciwnikiem. Nie będe tutaj rozprawiał o rezultatach, ale udało mi się dojść do finału. Tak się składa, że znalazł się w nim także aktualnie najlepszy polski submission grappler, a ja totalnie nie miałem pojęcia jak podejść do tej walki. Przyznam wprost, że do finału wchodziłem już jako przegrany. Czy to źle ? No pewnie. Powinienem wejść z nastawieniem, że to właśnie mój moment żeby pokazać się z jak najlepszej strony i napsuć mu jak najwięcej krwi, a przy odrobinie szczęścia upie#dolić głowę lub kopyto. Tak się jednak nie stało. Dlaczego ? Oczywista sprawa. Rok temu zdecydowałem, że już nie będe startował, gdyż po prostu tego nie czuje. Głód wrócił, włożyłem dużo starań w przygotowania do turnieju w którym przegrałem w pierwszej walce. Tydzień później stanąłem naprzeciwko gościa ze ścisłej czołówki. Myślisz, że to wymówka ? Szanuje Twoją opinię. Nie ma jednak nic cenniejszego niż nauka, którą wyciągnąłem z tych dwóch ostatnich startów.

Po pierwsze i ostatnie, im większy luz przed startem tym większa pewność siebie w dzień walki. Dlatego pewnie zawodowcy wiedzą jak ma wyglądać „fight week”, aby wszystko zagrało kiedy trzeba. Psycha to klucz, a zarazem aspekt który wymaga treningu tak samo jak przechodzenie gardy czy berimbolo. Dlatego właśnie po tych dziesięciu latach treningu wiem już w jaki sposób podejść do następnych zawodów. Wiem, ale nie powiem. Jeżeli czytacie to moi drodzy rywale, gwarantuje że nie będzie lekko. Stay ready !

tekst: Łukasz Truskolawski

CO JEST KULANE?

Przeczytaj także