Jiu Jitsu vs. depresja – czyli jak pokonać przygnębienie

Jest jesień, dni są krótkie a słońce zza chmur prawie nie wygląda. Już sam widok za oknem potrafi przygnębić, a co dopiero problemy dnia codziennego. Wkurzający szef w pracy, której nie znosisz – brak pieniędzy, złamane serce, brak perspektyw, długi, dziura w bucie – można tak bez końca, bo ile ludzi tyle problemów. Czasem to wszystko potrafi przytłoczyć nawet najtwardszą jednostkę. Jak sobie radzić w tak ciężkim okresie?

Ruszać się! W tytule nawiązałem do jiu jitsu, ale tak na prawdę nawet najdrobniejsza aktywność fizyczna pomaga walczyć z depresją. Badania naukowe mówią, że „ruch” powoduje wzrost endorfiny i serotoniny w naszym organizmie. Endorfiny to substancje, które uśmierzają ból oraz powodują odczuwanie błogostanu. Serotonina natomiast odpowiada za poczucie zadowolenia. Brzmi nieźle, prawda?

A dlaczego akurat jiu jitsu miałoby być najlepszą bronią przeciwko stanom depresyjnym? Jeżeli uczestniczysz w regularnych zajęciach, to jest tam zazwyczaj sporo innych ludzi, czyli trenujecie w grupie. Biorąc udział w ćwiczeniach grupowych obracasz się w środowisku, gdzie łatwiej o interakcje społeczne, czyli zwyczajnie nawiązujesz znajomości. Z kolei znajomości i przyjaźnie jako źródło wsparcia społecznego są znakomitą formą walki z depresją. Każdy z nas ma w klubie kogoś, na widok którego gęba nam się sama uśmiecha. I właśnie takich ludzi potrzebujemy wokół siebie w trudnych chwilach! Ludzi pozytywnych, którzy swoją energią potrafią zarazić najbardziej nadąsanego marudę. Poza tym często jest tak, że nasze problemy nie są wcale tak straszne jak je rysujemy. Warto z kimś o tym pogadać żeby poznać spojrzenie z perspektywy postronnej osoby. Gdzie i z kim? No cóż, na myśl przychodzi mi jedno stwierdzenie – szatnia uczy życia! A tak na poważnie to po prostu trzeba rozmawiać z ludźmi.

Wszystko wygląda pięknie w teorii, ale zdarzają się dni, kiedy rzeczywistość tak nam daje w kość, że jedyne czego chcemy to zanurzać się w wewnętrznej ciemności, a jedyny wysiłek na jaki możemy się zdobyć to zmiana serialu na netflixie i wyjście do toalety raz na jakiś czas. Spod zawiniętej w tortille kołdry – do klubu na matę – droga wydaje się być niemożliwa do pokonania. Na to nie ma złotej rady – po prostu trzeba się przemóc i wstać! Każdy kto już trochę „liznął” jiu jitsu miewał wielokrotnie sytuacje, gdzie z różnych powodów – samo wyjście na trening graniczyło z niemożliwym. Jednak na miejscu okazywało się, że niezależnie od tego jak nas aktualnie życie kopie w tyłek – przyjście na matę to najlepsza decyzja jaką można podjąć.

Nie twierdzę, że jiu jitsu to idealna terapia. Każdy człowiek jest inny i zadziałają na niego inne bodźce. Może jednak zamiast od razu kierować się do „specjalistów”, łykać cudowne pigułki i czytać porady z cyklu „jak żyć” – warto zacząć od ruszenia się z miejsca?

autor: Jarosław Sadowski

CO JEST KULANE?

Przeczytaj także