KSW 35: Podsumowanie

Opadł kurz po gali z pod numeru 35, pora na drobne podsumowanie.

Odbiór gali przez ludzi jak zwykle dwubiegunowy. Jedni są zachwyceni, inni zażenowani. Ponownie pojawiły się kontrowersje jak wtedy gdy Pudzianowski walczył z Thompsonem, tzw. „afera karteczkowa”

Pierwsza walka under cardu to pojedynek w wadze 77 kg, pomiędzy Szymuszowskim, a Verzbickasem.
Dziwi mnie fakt, że Kamil pomimo wygranej w debiucie z Irokezem a potem z Zawadą nadal walczy na under cardzie. Fakt jego styl walki nie zachwyca, walczy na chłodno, kalkuluje, a każdy drobny szczegół taktyki jest dopracowany do perfekcji, ale wygrywa i to jest najważniejsze (dodajmy fakt, że obecnie jest niepokonany od 8 walk).

Tak jak wspomniałem wyżej Kamil walczył na spokojnie i podążał wg. ustalonego „game planu”. Litwin nie jest świetnym zawodnikiem ale potrafi zaskoczyć każdego w parterze, wg. mnie wynik był znany z góry, kalkulujący Szymuszowski nie dał się sprowokować i nie wpakował się w technikę kończącą jak choćby OdzimkowskiSzymek narzucał tempo i dyktował płaszczyznę walki, choć końcówka ostatniej rundy była szansą dla jego przeciwnika, gdy zapiał duszenie, to jednak Polakowi udało się wygrać decyzją.

Drugi pojedynek to waga półciężka, niepokonany w KSW, Michał Fijałka podejmował świetnego Marcina Wójcika. Marcin zaczyna pojedynek od posłania Sztangi na przysłowiową „dupę„, a później już tylko konsekwentnie obija, obala i znowu obija Szczecińskiego Berserkera. W zasadzie walka do jednej bramki, dopiero pod koniec pojedynku, Fijałce udało się złapać dosiad, ale zostało zaledwie 20 sekund i z tej pozycji nic nie wynikło. Należy pochwalić obu zawodników, Wójcika za świetny game plan, który wykonał chyba w 100% (oprócz tego dosiadu na koniec walki), to kolejny pojedynek w którym nie pozostawia złudzeń przeciwnikowi. Wg. mnie kolejną walkę powinien stoczyć z powracającym po kontuzji Celińskim (z którym to miał pierwotnie walczyć), a następnie jeśli wygra walka o pas mistrzowski. Michał pomimo przegranej, pokazał, że ma twardy łeb i zawsze walczy do końca, jak sam napisał po walce jest prawdziwym Berserkerem.

Numerem 3 na majowej rozpisce KSW był pojedynek Łukasza Chlewickiego z ściągniętym  w ostatniej chwili Azi Thomasem, który nie sprostał zawodnikowi z Krakowa. Wg, mojej opinii walka była nudna jak flaki z olejem, Sasza w KSW jest tak zwanym Gate Keeperem czyli odsiewa ziarno od plonu. Jest dobrym zawodnikiem na sprawdzenie nowego nabytku w federacji.

Kolejny pojedynek to ten z serii o „być albo nie być’ w federacji. Rafał Moks udanie powraca po serii porażek i odprawia z kwitkiem słabo dysponowanego Roberta Radomskiego. Robert pomimo przewagi warunków nie potrafił tego wykorzystać i w stójce był obijany przez mniejszego Moksa. Walka nie porywała, ale jak to bywa gdy stawką jest dalszy byt, panowie dużo kalkulowali i być może dlatego walka wyglądała tak a nie inaczej. Wg. mnie Radomski był zbyt spięty, a myślami chyba gdzie indziej.

5 walka i w końcu zobaczyliśmy fajerwerki i walkę „do dwóch bramek”. Dwójka świetnych piórkowych pokazała, że te niższe wagi też potrafią wzbudzić emocje. Bardzo doświadczony Marcin Wrzosek, który wystąpił i w Tuf-ie oraz UFC podejmował Filipa Wolańskiego. Panowie nie szczędzili sobie ciosów, w pierwszej rundzie Filip był bliski znokautowania „Polish Zombiego” ale jak sama ksywa wskazuje Marcin to zombie i na „auto pilocie” przetrwał napór. Wrzosek słynie z świetnego Cardio i właśnie to w tej walce było kluczem do zwycięstwa, przetrzymał początkowy napór zawodnika z Krakowa i ciągle nacierając wręcz zajechał Wolańskiego i wygrał walkę. Pojedynek z pewnością zasługuję na miano walki wieczoru.

Pora na walkę o zwakowany pas przez Irokeza. Mateusz Gamrot podejmował Mansoura Barnaoui. Francuz postawił bardzo ciężkie warunki Gamerowi, dopiero w 3 rundzie Polak przełamał silnego fizycznie przeciwnika i zdomiował go wygrywając przez decyzję. 2 pierwsze rundy były ciężkie dla naszego rodaka, pomimo, że wygrywał je to zostawił sporo zdrowia w klatce. Bardzo dużo prób obaleń, wiele zakończonych niepowodzeniem, ale właśnie w tych kluczowych dla wyniku walki momentach to Polak pokazywał właśnie to co jest potrzebne mistrzowi, czyli upór i konsekwencja. Jak przyzwyczaił nas już Ankosiak, to zapasy brylowały w tym zestawieniu. Mateusz Gamrot zostaje mistrzem wagi lekkiej.

Michał Materla vs. Antoni Chmielewski 
Były mistrz versus były 2-krotny zwycięzca turnieju KSW.
Walkę można określić mianem „powrót mistrza”, tak jak sądziłem Chmielewski jest groźny ale przez pierwsze 2-3 minuty, świetne obalenie na początku, ale w zasadzie to tyle co pokazał zawodnik Mirka Oknińskiego. Materla konsekwentnie obijał przeciwnika i zmusił sędziego do przerwania pojedynku. Teraz chciałbym wrócić do pracy sędziego, ponownie główny sędzia KSW mówiąc kolokwialnie „dał ciała”. Chmielewski bez żadnej reakcji i „aktywnej obrony” dostał mniej więcej 20 ciosów i dopiero walka została przerwana, teraz przypomnijcie sobie kolejny numer, pojedynek Mateusz Gamrot vs. Mateusz Zawadzki, gdzie sędzia (Bronder) pozbawił sporo zdrowia zawodnika z Ełku.

Co-main event wieczoru, Mariusz Pudzianowski vs. Marcin Różalski.
Po dość słabym występie w ostatniej walce Różala i przegranej przez kontuzję z Grahamem, wielu spisywało go na straty. Należy wspomnieć jednak, że to Różal do czasu kontuzji demolował Grahama, który właśnie potem zdemolował Pudziana.
Początek walki i pierwsza myśl co ten Mariusz robi, czemu nie obala? Stójka to woda na młyn dla „Płockiego Barbarzyńcy”, tam bił Grahama to czemu nie miał by zrobić bitki wołowej z Pudziana? Pomimo, że Mariusz próbował i wchodził w wymiany, krótko mówiąc nie wychodziło mu to. Został kilkukrotnie mocno trafiony i w końcu zrobił to co potrafi najlepiej czyli obalił, kilka sekund G&P a głowa Różala była już posiniaczona i porozcinana. Druga runda podobny przebieg jak pierwsza, Mariusz przegrywa w stójce po jakimś czasie obala i już witał się z gąską (a ja ze swoimi pieniędzmi z kuponu 🙂 ) i wtedy stało się coś co chyba nikt nie przewidział, Marcin Różalski zapina gilotynę i poddaje Pudziana. Choć po walce sztab trenerski i Mariusz chcą składać protest, bo ponoć „nie klepał”. Wynik idzie w świat, ale nie to jest najważniejsze jak mówi Różal, w wywiadzie po walce powiedział, że najważniejsze jest jak on to nazwał „pomóżmy pomagać”.

Walka wieczoru na którą wszyscy czekali, fenomenalny i zjawiskowy, nieprzewidywalny i przypominający toczący się granat po ringu jak kiedyś nazwał go Andrzej Janisz, Mamed Khalidov, podejmuje króla nokautu – Aziza Karaoglu.

Hmmm najchętniej nie rozwodził bym się nad tym pojedynkiem, bo wiele pomyj zostało już wylanych do sieci, a fala hejtu przybrała nową formę. Dlatego nie będę oceniał występu ani jednego ani drugiego (fikołki i te sprawy), skupię się nad obiektywną ocena 2 rundy. 1 i 3 runda nie podlega dyskusji. W zasadzie werdykt rozwodzi się o tą drugą rundę. Przeglądając statystyki na Polskich i Zagranicznych portalach to wygrał Mamed, wg. opini znawców i pseudo znawców, którzy twierdzą, że wygrał Aziz, bo co? bo szedł do przodu i „machał łapami”? Wielu oglądających ludzi szczerze i z pełnym przekonaniem to mówię, nie zna sie na MMA, a już wcale na sędziowaniu, dalej mamy ere boksu, gdzie jak ktoś machnie 2 razy w powietrze albo uderzy na garde to wygrywa rundę. Statystyka uderzeń w walce (2 rd.) wygląda następująco :

Mamed Khalidov – w drugiej rundzie uderzył ( w stójce i parterze) aż 26 razy przy 24 ciosach Aziza, Mamed miał 17 celny, a Aziz tylko 9 co daje nam różnice aż 8 więcej dla Czeczena.

W stójce Mamed uderzył 19 razy z czego 8 celny, Aziz uderzył 13 razy z czego tylko 3 ciosy dotarły do celu.

Teraz biorąc pod uwagę, że Mamed miał jeszcze zapięty trójkąt i to on był bliżej skończenia walki, a wg. zasad sędziowania najwyżej ocenia się kto był bliżej skończenia walki, a nie kto szedł do przodu, tak jak ocenia to większość ludzi (i to jest chłodna i obiektywna ocena przebiegu rundy). Wg. mnie to walka była bliska i mogła pójść w obie strony, a sam na żywo byłem skłonny ku remisowi i dogrywce, ale w życiu nie dałbym wygranej Karaoglu.

CO JEST KULANE?

Przeczytaj także