Tym razem za cel obrałem sobie Nowy York i akademie samego Marcelo Garcii. Specjalnie dla czytelników grapplerinfo zmontowałem krótką relację z mojego wyjazdu.
GYM
Gym jest zlokalizowany w samym centrum Manhattanu przy 8 Alei, czyli tam gdzie znajdują się największe turystyczne atrakcje. Sala jest powierzchniowo spora, ale jak zacznie się kulać 80 osób (tyle potrafi być na jednym treningu) to zaczyna robić się ciasno. Skromna recepcja i maleńka szatnia, do której żeby się dostać trzeba przejść przez pół maty. Oczywiście na trening nie wejdziesz zanim nie odbijesz swojego karnetu na elektronicznym czytniku. Miesięczny koszt zajęć to 270 dolców za karnet OPEN (dla turystów). Zauważalne jest , że dbają o czystość i widać jak sprzątają matę po prawie każdych zajęciach. Duża ilość trenujących osób, szatnie do których żeby się dostać trzeba przejść przez mate powodują, że i tak jest SYF!!! Nikt jednak z tego powodu nie płacze. Mimo wiatraków na suficie, gdy zaczynają się sparingi kulasz się w kałuży potu. Temperatura na macie znośna. Da się żyć, chociaż każdy sobie wyobraża, że gym takiego Mistrza jest wychuchany i wylizany… NIE!
TRENERZY
Niestety miałem pecha (co mnie nie dziwi w moim przypadku J). Marcelo jest aktualnie po rekonstrukcji więzadła krzyżowego, wiec nie trenuje. Udało mi się z nim pogadać przed zabiegiem, bardzo sympatyczny i niezmanierowany facet. Nie krył radości, że specjalnie do niego przyjechał potrenować jakiś koleżka z Polski. Mareclo zerwał więzadło wykonują technikę z judo Harai goshi –tak się składa, że ma tą samą kontuzję, której dorobiłem się także na judo, wiec bajera się kręciła – połączyli się w bólu J Kolejnym trenerem w akademii jest Bernardo Faria. Facet, którego nikomu chyba przedstawiać nie trzeba. Prowadzi zajęcia w różnych grupach od początkujących do zaawansowanych na zmianę z kolejnym trenerem którym jest Paul Schreiner. Paul to człowiek o dużej wiedzy i niedużej sile fizycznej J .Pokazuje bardzo dobre, łatwe i skuteczne techniki, także kula się ze swoimi podopiecznymi i widać, że ma tu duże poważanie – co nie jest proste stojąc w jednym szeregu z takimi mistrzami. Marcelo przed i po zabiegu doglądał większości zajęć dla grupy zaawansowanej.
TRENINGI
Zajęcia zaczynają się już o 7 rano, czyli możesz do wieczora trenować nawet 8 razy dziennie, albo być np. na 4 treningach dla zaawansowanych lub początkujących. Treningi są na zmianę raz GI raz NO GI. Są też zajęcia pod tytułem SELF DEFENSE (raczej dla początkujących), DRILL SESION- prowadzi je jeden z brązowych pasów, raczej nuda, w 30 min rozkłada na części pierwsze jakąś technikę i potem róbcie co chcecie, oczywiście rozgrzewka niepotrzebna. No i grupa EXPERT ten trening odbywa się raz w tygodniu i jest to zjazd wszystkich „kotów”. Struktura ta sama, czyli rozgrzeweczka, technika z górnej półki i dziesięciominutowe walki. Tych samych ludzi możesz spotkać na pozostałych treningach, niektórzy robią po dwa pod rząd. Każdy trening grupy początkującej i zaawansowanej zaczyna się 10-15 minutową rozgrzewką. W zasadzie każda jest taka sama, lecą wg kilku schematów i nie ma tu żadnych ćwiczeń z gwiazdką. Trochę biegania, trochę padów czasami jakieś drille. Na każdym treningu 2-3 techniki i można powiedzieć, że co trening to technika z innej bajki, czyli nie ma tu jakiegoś parcia na np. w tym tyg. pracujemy nad przejściem gardy – NIE. Sporadycznie bywają zadaniówki i dużo, dużo walk. Zależnie od treningu poranne zajęcia są tylko godzinne, wiec sparingi na ogół pięciominutowe. Wieczorami siedem do dziesięciu minut. Po treningu zero rozciągania, zero fizyki tylko oklaski i przybijanie piąteczek. Zauważalne jest trzymanie porządku w hierarchii tzn. nawet na rozgrzewce pierwsze biegną najwyższe pasy i tak do najniższego, za niepoprawione gi możesz liczyć na zjebkę. Nikt nie paraduje bez koszulki/góry od gi choćby był umierający, na macie nie ma pajacowania. Nie ma grupy dla dzieci czy juniorów. Tylko „FUNDAMENTAL” i „ADVANCED”.
POZIOM
Poziom? Hmm… mam mieszane uczucia, biję się z każdym od niebieskiego po czarne pasy(choć jest ich tu niewiele). Nie przyjechałem tu, żeby się przygotowywać do jakiś zawodów, a raczej po naukę i chęć sprawdzenia swojego poziomu . Widać (w NY) wyraźną różnicę miedzy pasami i mam wrażenie, że u nas od np. niebieskich pasków wymaga się więcej. Purpury już kombinują, możesz się spodziewać akcji od berimbolo po latające trójkąty. Przy brązach zaczynają się schody, tzn. czasami miałem wrażenie, że niektóre brązy są bardziej brązowe od reszty, ale tak naprawdę jest też różnica miedzy ludźmi którzy trenują dla siebie a zawodnikami.
MŁODE WILKI
„The Brown Belt Dream Team of Marcelo Garcia”
Młode wilki to w większości brązowe pasy i stanowią o poziomie całej akademii. Z przymrużeniem oka nazwałem sobie ich młodymi wilczkami, bo trzymają się razem i miałem wrażenie, że od pierwszego dnia na mnie polują, najpierw badając temat, a po trzecim treningu ustawiła się kolejka do sparingów. Od początku czułem presję i dostrzegałem szydercze uśmieszki – można powiedzieć, że trochę cwaniakowali, żeby nie powiedzieć buraczyli. Lekko nie miałem, czasami trzeba było odklepać, czasami porzygać (dosłownie) ale trochę krwi im popsułem. Mimo, że z innymi brązami i czarnymi radziłem sobie całkiem nieźle, to przy młodych wilkach zabijało mnie ich ZDROWIE !!!!!! Jeżeli już z, którymś wygrałem bez gi, to koniecznie chciał walczyć na kolejnym treningu w gi i wrzucali tempo , na miarę mistrzów świata (a wtedy jeszcze nie wiedziałem, że prawie każdy z nich to mistrz świata). Tylko dając dobre walki mogłem liczyć na respekt i tzw. ”witaj w klubie”. Brazylijski luz to farmzon. Ci kolesie na sparingach walczą na 200%, często robiąc akcje na pograniczu kontuzji. Mają mega prąd w rękach i końskie zdrowie. Większość z nich trenuje dwa razy dziennie , nie będę wymieniał wszystkich z nazwiska, zerknijecie na klubowego fb Marcelo, tam można znaleźć wszystkich zawodników i ich osiągnięcia.
WNIOSKI
Po pięciu tygodniach wojowania z tymi ludźmi stwierdzam, że jiu jitsu w naszym kraju idzie w naprawdę dobrym kierunku. Osobiście uważam, że na Mistrzostwach Polski bjj/sf nawet „dream team” lekko by nie miał!!!
Co dał mi wyjazd…? Szereg wniosków odnośnie swojej codziennej pracy na macie, co poprawić, na czym się skupić bardziej, a czego nie trzeba zmieniać itd… ale (żeby nie zamulać) zachowuje to już dla siebie….
NA ZAKOŃCZENIE
Wyjazd oceniam pozytywnie mimo, że Ameryka tym razem trochę mnie przerosła i było naprawdę ciężko na macie jak i poza nią. Za realizowanie swoich marzeń zapłaciłem bardzo wysoką cenę (i nie mam tu na myśli kwestii finansowych-chociaż to też) ale podobno co nas nie zabije to…
Jeśli ktoś (niezależnie od klubu) planuje wyjazd do Marcelo, a ma problem z ogarnięciem noclegu to chętnie udostępnię namiary na przyzwoity pokój w normalnej cenie i co najważniejsze sto metrów od akademii. PS. Korzystając z okazji chciałbym podziękować Izabeli i Zyziowi za WSZYSTKO, moim chłopakom, którzy ogarniali klub i treningi pod moją nieobecność, oraz osobom, które mnie wspierały w ciężkich momentach. Pozdrawiam