Co jest kulane #44 czyli rocznica pismaka i o genezie warsztatu słów kilka

Po raz kolejny wypada zacząć w formie „jestem, wróciłem, oklaski !”. Oczywiście z tym ostatnim to nie przesadzajmy, a tak właściwie oszczędźmy sobie. Wróciłem po tygodniowych wakacjach, pierwszych od ponad 6 lat, które nie miały w sobie ani krzty treningu. Nie zrobiłem ani jednej pompki, z nudów zrobiłem 10 przysiadów, no i trochę pospacerowałem. Odstawienie nałogu jakim jest trening objawiło się problemami z zasypianiem i wbrew obiegowym opiniom łóżkowe interwały nie tego problemu. Pod koniec wakacji przypomniałem sobie natomiast jedną ważną kwestię. Otóż równo rok temu napisałem pierwszy felieton z cyklu „Co jest kulane”…

Nigdy nie lubiłem czytać. To nudne, wpajane przez lata edukacji zajęcie było czymś w rodzaju kary, a jedyne słowo jakie wiązałem z czytaniem to „zmuła”. Dopiero po kilku latach dotarło do mnie, że było to spowodowane zbyt dużą ilością dynamicznych bodźców wizualnych jak gry komputerowe czy filmy w TV. Skupienie uwagi na statycznym obrazie było niemal osiągnięciem, ale udało się jakoś przez to przebrnąć. Dlaczego piszę o czytaniu ? Oczywistość. Dzięki niemu zacząłem pisać. Mogłoby się wydawać dziwne, ale także dzięki jiu-jitsu. Dopiero kiedy zacząłem trenować miałem okazję poznać ludzi, którzy fajnie pisali. W moim pierwszym klubie mieliśmy takie popularne klubowe forum, jeszcze zanim powstały fejsbuki, które było pierwszą pozycją na pasku zakładek w przeglądarce. Tam niejednokrotnie trener lub koledzy pisali swoje wypowiedzi na różne tematy, które uświadomiły mi trochę jak bardzo jestem zacofany językowo (i nie tylko). Słuchanie polskiego rapu przez całe życie nie ułatwiło sprawy, mimo że zawsze lubiłem tych których pióro wskazywało na wyższy poziom językowy. W tym samym czasie chcąc być na bieżąco z BJJ zacząłem czytać portale tematyczne i pewnego dnia pomyślałem, że fajnie byłoby pracować dla jednego z nich. Było to spowodowane wielką zajawką na BJJ i chęcią aktywności w możliwie jak najszerszej płaszczyźnie dotyczącej tej dyscypliny. Owszem, w tamtych czasach chciałem też być trenerem personalnym przygotowania motorycznego, wybitnym i sławnym zawodnikiem, mieć swoją akademię i generalnie kosić jak najwięcej siana żyjąc wyłącznie stylem życia jiu-jiteiro. Chęć pisania jednak była wtedy dość silna i tym sposobem przetłumaczyłem z języka angielskiego dwa teksty dotyczące treningu siłowego oraz odżywiania w BJJ. Na początek było chyba spoko, zaspokoiło to mój głód, mimo iż tekst nie był mój to samo tłumaczenie dało mi sporo frajdy. Wyżej wymienione marzenia umarły jednak w rzeczywistości, a pozostał jedynie trening, którego nie nazwałbym żmudnym i ciężkim. Była zajawka i tyle.

Lata leciały, okoliczności zaczęły być przychylne w kilku kwestiach i w ten sposób zacząłem szlifować warsztat piśmienny. Razem z nim zacząłem więcej czytać, tak po prostu ze zwykłej ciekawości i chęci odcięcia mózgownicy od wszechobecnego debilizmu panującego w internetach. Pierwszy okres pisania to wstawanie codziennie o 6:00 rano, żeby przed porannymi treningami zrobić prasówkę i napisać co tam ciekawego dzieje się na świecie i w kraju. Czas pokazał jednak, że takie kompulsywne podejście do sprawy odbiło się na zdrowiu i zmusiło do przeprogramowania pracy. Z czasem nie wystarczyło jednak ciągłe pisanie o wydarzeniach ze świata, ale popchnęło mnie do pisania własnych rzeczy. Wątpiłem w Was przez bardzo długo. Nie wierzyłem, że warto pisać wypociny dłuższe niż 300 słów skoro i tak nikt tego nie będzie czytał. Krótko i rzetelna forma w postaci komentarza danej kwestii z mojej perspektywy była jedyną słuszną drogą. Była. Im więcej grzebałem w stylach, tym szersze spojrzenie na kwestie pisania rodziło się w głowie. Któregoś dnia usiadłem nad białą kartką i zacząłem wymyślać nazwę swojego felietonu. W tamtym czasie czytałem dużo jednego z moich ulubionych polskich autorów, który wydał zbiór swoich felietonów i stwierdziłem, że wjeżdżam w to jak z kamieniami w dinozaury. Po kilku próbach i konsultacjach na kartce zarysowało się CJK. Przypadkowo na tej samej kartce z boku napisałem „Wolna Mata Podcast” i tak oto dałem życie dwóm projektom, dzięki którym mogę czasami rzygnąć refleksją i poznać punkt widzenia wspaniałych ludzi.

Wiem, że zamulam z pisaniem. Wiem także, że nigdy ostatecznie nie zamulę z pisaniem, gdyż po prostu lubię to robić. Nigdy nie spodziewałem się, że będę mógł się tym dzielić z ludźmi, którzy kochają BJJ tak samo jak ja. Choć nasze środowisko to wciąż niezbyt szerokie spektrum to rozgłos nie odgrywa tu pierwszej roli. Kilka tekstów, które napisałem przez ten rok odegrały rolę niemal terapeutyczną i mam nadzieję, że może komuś dały do myślenia lub po prostu umiliły czas przy kawce. Trzymajcie się, zdrówka !

tekst: Łukasz Truskolawski

CO JEST KULANE?

Przeczytaj także