Marzec dobiega końca, a działo się naprawdę dużo. Turnieje, obozy, podkasty. Te pierwsze oczywiście w roli redaktorre/treneiro, gdyż po prostu serdecznie pie#dole się troić. Zbliżając się już jednak do końcówki miesiąca, gdzie trzeba było wrócić do codziennej rutyny spotkałem starą znajomą. Stagnację, znacie się prawda?
Przychodzi znienacka, aczkolwiek uświadomienie sobie jej obecności jest już pierwszym krokiem do zmian. Już podczas obozu walczyło mi się strasznie chu#owo i najzwyczajniej w świecie próbowałem nadrabiać siłą. Tej natomiast nie brakowało, gdyż kilka tygodni przed obozem robiłem ciężary, aczkolwiek jak widać nie o to chodzi. Tu właśnie wracamy do kwestii dwojenia się lub zbyt dużego poświęcenia uwagi jednej kwestii przy której straci druga. Nie twierdze, że czas na ciężarach był niepotrzebny, ale nic tak nie cieszy jak nowe patenty techniczne, które właśnie na obozie można poddać weryfikacji. Nie rozumiem typów, którzy spinają dupę na obozach aby coś udowodnić. Czy nie lepiej sprawdzać nowe rozkminy? No tak, przede wszystkim trzeba je mieć i parę razy wtopić, a to już problem wagi ciężkiej.
Nie idąc jednak tropem tego tematu, powróćmy do realiów. Jak to zwykle bywa przy brakach technicznych i siłowaniu się możemy być pewni konsekwencji – zmęczenia. Te dało się we znaki bardzo mocno, zarówno pod koniec obozu jak i już po powrocie. Oczywiście można przypisać temu takie czynniki jak stres, dieta itp ale jestem pewien, że to właśnie wszystko kwestia stagnacji technicznej. Plusem całej sytuacji jest to, że po latach treningu przyznanie „zatrzymania się” przychodzi naturalnie i nie idzie w parze z definiowaniem się jako „bycie chu#owym”. Zdecydowanie łatwiej jest przełknąć gorsze momenty, gdyż człowiek zdaje sobie sprawę, że jedno zawsze pójdzie kosztem drugiego. O tym wspominałem w pierwszym akapicie i na chwile obecną to trzyma mnie z dala od rywalizacji zawodniczej. Znajdą się zapewne osoby, które mają w życiu o wiele więcej obowiązków i wszystko udaje im się pogodzić. Chwała im za to, jeżeli jednak miałbym myśleć kategoriami innych to pewnie nie czytalibyście tych tekstów.
Nie zawsze będzie szło. W procesie treningowym czas w którym nie widać postępów jest czymś naturalnym i po prostu trzeba to przetrenować. W myśl tego już po świętach wracam do drillowania z którego jakiś czas temu zrezygnowaliśmy przez brak czasu. Jestem pewien, że robota zaprocentuje i nowe myczki wejdą do arsenału. Tymczasem ze świętami, zdrówka!
tekst: Łukasz Truskolawski