Miało być totalnie o czymś innym, ale zapomniałem że przecież dziś 13 piątek! Na dodatek wypada 13 edycja felietonu, także może kilka słów o tej wszem i wobec przeklętej trzynastce. No właśnie, czy to tylko zabobon czy rzeczywiście dziś lepiej siedzieć w domu i nie kusić losu? Nie popadajmy w paranoje, jak masz się wypieprzyć na skórce od banana i wybić dwa zęby to może ci się to zdarzyć równie dobrze w środę 8-ego. Ja na przykład trzynastkę wspominam bardzo dobrze. Zwłaszcza w kontekście rywalizacji na zawodach, chociażby zeszłorocznej trzynastej edycji MP ADCC.
Otóż po niemal 9 latach trenowania udało mi się wywalczyć pierwsze srebro, a zatem tytuł v-ce mistrza polski. Występ życia, mocny finał z kolegą z team’u, który finalnie wtopiłem przez punkty karne. Shit happens. Były to moje pierwsze Mistrzostwa Polski ADCC na których wystartowałem, w dywizji zaawansowanych i od razu udało wstrzelić się z formą. To było jakoś równo rok temu i pamiętam do dzisiaj, że przed startem nie czułem się jakoś wybitnie dobrze. Trening był cały czas, ale w mojej profesji trudno o dłuższe przerwy kiedy większość dnia spędzasz na prywatkach, a wieczorami na grupie. Po zawodach byłem jednak pozytywnie zaskoczony, że udało się zachować łeb na karku i walczyć tak, aby przeciwnik ustawiał się do pozycji z której można było atakować. Do tego szalony doping ze strony moich ludzi, który podkręcał tempo i dawał jeszcze więcej mocy. Tak, to była jedna z tych trzynastek, które napewno wbiją mi się w pamięć!
Wracając kilka lat wstecz na trzynastym Pucharze Polski BJJ w Koninie udało mi się przywieźć jedyną blaszkę z tego prestiżowego turnieju. To było jeszcze w purpurowych pasach, kiedy robiłem odrobinę więcej w kimonach, a tak właściwie kiedy jeszcze nie miałem pojęcia o submission grapplingu. Wyjazdy do Konina to zawsze mega zajawkowy czas, słońce, początek letniej aury i zajebisty klimat tego miejsca. Mam wielki sentyment do tego turnieju, gdyż tak naprawdę od 2009 roku ominąłem zaledwie dwie lub trzy edycje. Na Pucharze Polski w Koninie wygrałem swoją pierwszą walkę na zawodach (w niebieskich 2011) oraz dwukrotnie po turbo-krwawych ćwierćfinałach przegrywałem walkę o miejsce na podium (2012 i 2013). Tym bardziej po tych kilku latach prób pierwsza blacha z Konina dała mi multum radości i wiary, że jednak się ku#wa da. Wystarczy odrobina szczęścia i oczywiście ciężkiej tyrki na macie. No, ale nie ukrywajmy że losowanie drabinek to czasami kwestia właśnie tego szczęścia. Jak widać szczęście bywa przypisane trzynastce, przynajmniej ja to tak odczułem.
To teraz czekam na trzynaste Mistrzostwa Polski NO-GI, bo trzynastkę w kimonach przegapiłem. Czemu? Nie wiem, pewnie byłem gruby i bolała mnie noga. To znaczy byłem na nich, ale robiłem wywiady, kręciłem walki, ciężko pracowałem……a poza tym nie można było wygrać hajsu i nie można było robić skrętówek. Dobra dosyć tych wymówek. Czas wyruszyć z domu i stawić czoła przeznaczeniu, które ponoć szykuje dziś nam wpie#dol. Zdrowia, trzymajta się!
tekst: Łukasz Truskolawski