Chciałem napisać klasyczne podsumowanie wczorajszych Mistrzostw Europy ACB. Byłoby pewnie coś w stylu „było świetnie, super, ekstra, hala fajna, ludzie jeszcze fajniejsi i super organizacja”. Pomyślałem jednak, że warto wrzucić to w konwencję CJK, żeby było stricte z mojej perspektywy. Dlaczego było tak fajnie, a ja znowu grzałem ławę ?
No więc wstaliśmy wcześnie, spakowaliśmy się w auto i ruszyliśmy do WWA. Zamysł był prosty – kilka wywiadów, materiał na vlog’a i generalnie robota el’redaktorre. Po wejściu na salę czekało nas jak zwykle silne uderzenie zajawki. Znajome twarze, czarno białe maty, niepowtarzalna atmosfera turnieju w całej swojej dość kameralnej odsłonie. Na eventach ACB czuć pełen profesjonalizm i mimo że frekwencja wciąż pozostawia wiele do życzenia to wiadomo, że gra toczy się o wysoką stawkę. W końcu impreza miała rangę Mistrzostw Europy, a więc nie byle co. W każdym razie pojechałem jako redakcja, na robotę, jak na większości imprez w tym roku. Taki był plan, przysięgałem przed lustrem: „Luke, w 2018 nie startujesz, stawiasz na życie zawodowe, zmieniasz pracę i bierzesz kredyt”. Te dwa ostatnie to oczywiście bulszit, kredytu mi nikt nie da, a jedyne co zmieniłem to kobietę. Jednak sztywno trzymam się planu o nie startowaniu…
…i chyba mam już dość. Ile można ? Dotarło to do mnie na wczorajszych ME. Tak zajebisty turniej, profesjonalna oprawa, możliwość walki z harpaganami zza granicy. Jedynym minusem są kategorie wagowe bo jestem tak naprawdę pomiędzy, ale to nic. Głód rywalizacji wrócił i choćbym miał startować w kategorii wyżej to i tak wchodzę w to jak dzik w żołędzie. Jeszcze w grudniu, po ostatnim turnieju byłem przekonany, że już mi się nie chce, że koniec końców robię to co kocham i nie będę się produkował. Potem pomyślałem, że może warto dla tych którzy we mnie wierzą i kibicują, ale nic z tego nie wyszło. Nie wyszło, gdyż największą motywacje i ogień nosiłem w sobie, a w momencie gdy ona zgasła nikt poza mną nie był w stanie jej rozpalić.
Przerwy są potrzebne. Przez te wszystkie turnieje na których byłem w roli redaktora zrozumiałem, że trzeba wracać. Nie jestem Adamem Wardzińskim, żeby kogoś to miało obchodzić, ale kryzysy tak naprawdę dopadają nas wszystkich. Podsumowując, Mistrzostwa Europy ACB to impreza, która wskrzesza takich umarlaków jak ja. Najlepiej !
tekst: Łukasz Truskolawski