Co jest kulane #31 czyli nie ma jiu-jitsu bez zawodów ?

Jeżeli komuś na myśl przyszły zawody jako porażki, rozczarowania etc. to zapewne też miałoby to sens. Zawody jednak jako te negatywne uczucia zostawmy w sferze emocjonalnej, a pomówmy (w sumie jak, skoro to felieton ?) o ulubionym aspekcie trenujących – zawodach.

Dlaczego nie użyłem słów „wszystkich” lub „wielu” trenujących ? Z dość prostego powodu. Nie każdy trenuje tylko po to by rywalizować na zawodach. Napisano już pierdyliard artykułów o tym, jak pozytywny wpływ na rozwój trenujących ma rywalizacja na turniejach, ale dziś chciałbym poświęcić chwilę na zupełnie inny kontekst. Otóż zauważyłem, coraz częściej, podejście w którym to jedynie start w zawodach jest powodem do regularnych, mocnych, bądź jakichkolwiek treningów. Ostatnio w rozmowie z jednym z trenujących, który przez długi czas trenował bardzo nieregularnie, z powodów zdrowotnych i natłoku obowiązków usłyszałem „no już wracam i przygotowuje się do zawodów”. Nie ma w tym nic złego, fajnie że w końcu będzie czas na matę, ale pomyślałem sobie: „skoro wracasz po takiej przerwie, to na ch#j mieszać w to od razu zawody ?”. Okres przygotowania do turnieju to czas raczej intensywnej, a przynajmniej regularnej pracy która niejednokrotnie może okazać zbyt dużym bodźcem przy natłoku codziennych spraw.

I teraz nasuwa się pytanie – czy tylko plany w postaci startu w zawodach potrafią zmotywować do doskonalenia swojego warsztatu ? Odpowiedź oczywiście krąży wokół „to zależy”, ale mam wrażenie że rozchodzi się głównie o to, że najbardziej znanym schematem w dzisiejszych czasach jest popadanie w pewne skrajności. Przykładowo – jeżeli za dwa miesiące zawody, to biore się za siebie, za treningi, za diete i za wszystko co mi pomoże w przygotowaniu. Przez dwa miesiące żyje tylko jiu-jitsu. Jem, trenuje, śpie i proszę mi nie przeszkadzać bo nikt nie zrozumie determinacji sportowca. Z drugiej strony – jeżeli w zasięgu wzroku nie ma zawodów to potrenuje sobie luźniej, odpuszcze dietę, pomelanżuje i generalnie nie ma co się spinać. I teraz jak to pogodzić ? Nijak, bo nie o to chodzi. Wyżej wspomniane samodoskonalenie jiu-jitsu jako sztuki wykracza o wiele dalej poza przygotowanie do zawodów. Praca nad techniką, sparingi, drille i rozkminy to aspekty, które niezależnie od okresu w roku powinny trzymać ten sam poziom zaangażowania. Nie mówię oczywiście o tym, żeby po zawodach nie zrobić sobie luzu, a jak wielokrotnie już pisałem jestem fanem wypoczynku i wiem po sobie, że daje on czasami o wiele więcej niż ślepy wyścig za kolejnym medalem.

Reasumując, trenujemy nie tylko po to by jeździć na zawody. Tpfu ! Trenuję, bo nie przystoi wypowiadać się za innych. Jiu-jitsu jest tak obszernym polem do zaorania, że nie miałbym serca uprawiać go tylko ze sportowych pobudek. Zaraz stuknie mi rok bez startów, tak jak sobie założyłem i muszę stwierdzić iż przez choćby moment nie żałuje tej decyzji. Wróciły chęci, polubiłem treningi na nowo i pojąłem, że najlepszą gratyfikacją dekady na macie nie jest medal, a zrozumienie jak to działa. Keenan ostatnio rzucił ciekawy tekst: „jiu-jitsu sprawia więcej radości, kiedy jesteś w nim dobry”, a to wymaga tylko i wyłącznie wytrwałości. Zdrówka !

tekst: Łukasz Truskolawski

 

CO JEST KULANE?

Przeczytaj także