Co jest kulane #52 czyli kolejny udany piknik rodzinny

Działo się. Nie wiem jak inaczej mógłbym zacząć ten tekst, ale w sobotni wieczór kiedy już zjechałem do domu zaliczyłem natychmiastowy zgon. Bezapelacyjnie przyczyniło się do tego znikomej jakości paliwo w postaci batoników, makdonaldów i zbyt dużej ilości kawy. Jak to jednak bywa na zjazdach rodzinnych wypadało dużo jeść, rozmawiać, śmiać się i głośno krzyczeć. No więc było tak…

Myślałem, że na tegorocznym pikniku uda mi się wystąpić w 66. Niestety, wiadomo, lewa nóżka, prawa nóżka, szpitale i te sprawy. Nie było zatem innej opcji niż pojechać w innych, bardzo poważnych rolach – operatora kamery video i opiekuna-krzykacza zwanego trenerem. Oczywiście, że był ból dupy. Zawsze jest jak wchodzisz na salę i czujesz ten wysoki poziom stresu przedstartowego, ale ból ten łatwo się neutralizuje, kiedy wyżej wymieniony stres czujesz w miejscowych toaletach. Także dopiero jak zrozumiałem, że mój żołądek nie będzie niczego się dziś domagał pomyślałem, że ch#j tam, następnym razem.

XV Mistrzostwa Polski ADCC czyli jedna z tych imprez, których nie za nic nie chciałbym przegapić. Sympatia do tej formuły swoją drogą, ale przede wszystkim ludzie. Jak zwykle. Jedna z kilku okazji w roku, aby spotkać się w jednym miejscu, przybić pione, ponarzekać, potłumaczyć dlaczego nie startujesz itp itd. Zaczęło się jednak bardzo optymistycznie, kiedy nieznany mi osobnik zalał kawą dokumenty potrzebne do urzędu, a następnie fejsbuki odmówiły współpracy w publikowaniu. Rodzinka jednak nie pozwoliła mi zginąć i wszystko zostało ogarnięte w szybkim tempie. Pozostało czekać na walki naszych i oczywiście na kategorie PRO.

Ta natomiast zaczęła się stosunkowo późno. W następnym roku prosimy o wcześniejsze godziny, gdyż ułatwi to życie zarówno zawodnikom jak i redakcji. Ciężko mi opisać poziom wku#wienia, który ogarnął mnie kiedy na raz odbywały się dwie turbo mocne walki. Wiedziałem jedynie, że ten poziom stresu da się ujarzmić jedynie kolejnym snikersem. Po drodze oczywiście gdzieś tam walczyli moi ludzie z Dragons Den, których nie dałem rady wspierać przy całym tym pie#dolniku związanym ze stanowiskiem operatora kamery video. Jeżeli powyższe wypociny choć trochę mają charakter narzekania to nie powinny. Po prostu kiedy o tym piszę na nowo przypomina mi się wysokie tempo ubiegłej soboty i nieodparta chęć bycia w pięciu miejscach na raz.

Chyba jednak sprawdziłem się o wiele lepiej w pierwszej z wymienionych ról, ale dzięki temu nie ominęły mnie zajebiste walki i emocje związane z wygraną na tej imprezie. Kiedy kolejny tytuł Mistrza Polski wywalczył trener Bagi przeszły mnie ciary, a pierwsze co usłyszałem po walce od trenera to stwierdzenie, że „tak łatwo tronu nie oddamy”. Mistrz ! Bardzo cieszyłem się również z długo wyczekiwanego tytułu, który wywalczył Grzesiu Bigdoń w kategorii -65,9 kg. Nie od wczoraj wiadomo, jaką wartość ma tytuł z tych zawodów, a w przypadku kiedy walczysz o niego kilka lat wygrana smakuje jeszcze lepiej.

Najważniejsze jednak było dopiero przed nami. Piszę przed nami, bo przed całą ekipą Dragon’s Den Fight Club która w tym roku zajęła drużynowo drugie miejsce na podium Mistrzostw Polski ADCC. To jak wiele znaczy dla nas ten tytuł to temat na oddzielny tekst, aczkolwiek od 2016 konsekwentnie wbijamy się na drużynowe podium i w tym roku zaliczyliśmy życiówkę.

Nie widzimy się na codzień, nie rozmawiamy zbyt często, ale relacje które nas łączą można bez dwóch zdań podpiąć pod rodzinne. Dlatego XV Mistrzostwa Polski ADCC były najlepszą okazją, aby w tym rodzinnym klimacie spędzić dzień i popatrzeć jak to wszystko zajebiście się rozwija. Z mojej strony podziękowania i pozdrowienia wszystkim, którzy byli 🙂   OSSS !

tekst: Łukasz Truskolawski

 

CO JEST KULANE?

Przeczytaj także