Ostatnio już tak bardzo obrzydło mi główne medium, że coraz częściej patrzę z sympatią w kierunku tych znajomych, którzy się go pozbyli lub ograniczyli użytkowanie do niezbędnego minimum. Zdecydowanie skłaniam się ku grzebaniu tam, gdzie odnaleźć można rzeczywistą inspirację jak również szybką pożywkę dla najniższych instynktów. Wciąż jednak nie opuszcza mnie chęć pisania i tak naprawdę im więcej literatury zjadam tym więcej zajawki na klepanie w klawiaturę. Z tym że niełatwo zawsze złapać jakiś sens, a motywacyjne gówna już dawno mi się przejadły.
Nie pamiętam, kiedy tak właściwie chciało mi się zabierać głos w dyskusjach na mediach społecznościowych. Naturalnym odruchem jest raczej brak reakcji i odgórny brak zainteresowania opinią innych na dany temat. Ostatnie miesiące rozpierdoliły świat i społeczeństwa na kawałki co sprawia, że jest mi tak po ludzku przykro. Przez długi czas hodowałem w sobie przekonanie, że jestem taką amebą pozbawioną opinii i jakiejś rycerskiej chęci argumentowania swoich racji. Odruch naturalny z kolei powodował , że chciałem coś z tym zrobić.
Nie zrobiłem nic i jak zwykle poczułem się lepiej. Niezmiennie jedyną wartość mają dla mnie dyskusje w cztery oczy, ciągle jestem pełen podziwu dla wszystkich którzy mają czas i siły na te aktywne, wirtualne życie i nie zmieniłem podejścia w przekazie – uplifting, nagminny/rzeczowy trolling i autentyczność.
Ostatnio z ust bliskiej mi osoby, którą darze szacunkiem usłyszałem że „prawdziwa świadomość ta przemilczana”. Do tego momentu nie potrafiłem w lepszy sposób określić swojego stanowiska. Z racji tego, że ja już nie dysponowałem takim asem w rękawie przyszło mi zacytować: „Ci co wiedzą swoje siedzą cicho, wartość słów tych co krzyczą głośno – żadna”.
Jakże wielkim przywilejem jest zatem możliwość korzystania z takiej platformy jak portal za którego pośrednictwem mogę publikować te swoje mało znaczące teksty. Cztery lajki, 200 wyświetleń i może czasami jakiś share. Zasięgi, algorytmy i inne gówna współczesnej przebitki do potencjalnego czytelnika. Idzie się wyhuśtać, a już napewno rzucić wpiz#u takie pisanie. To dobrze. Nic tak nie zmienia punktu widzenia jak właśnie ta pieprzona bezradność i przewartościowanie tego co tak naprawdę się liczy. Nie te całe kciuki, ilość i ruchy z tym związane. Ja po prostu muszę się wyrzygać bo coś mi leży na kiszkach. Nie zawsze leży, ale jak już to ja się cieszę bo będę rzygał to znaczy pisał. I chyba wreszcie zrozumiałem, że to jest największą zajawką w pisaniu. Nieoglądanie się za tym co nastąpi, a skupienie się na tym co jest. Nowy, świeży punkt widzenia uświadomił mi tylko, że to już nie ta sama miejscówka co kiedyś z której spoglądam na świat. Na inny świat,
„W tym samym miejscu, dalej o krok
Wysłana energia zatacza krąg”
tekst: Łukasz Truskolawski