Nie dociera do mnie fakt, że niektórzy potrafią/lubią/mogą żyć bez muzyki. Oni istnieją! Poznałem takie osoby i patrzyłem im w oczy. Nie chodzi o to, że celowo zadałem to pytanie, ale stwierdzenie to wyszło z ich ust i rozje#ało mnie na kawałki. Dobrze, dobrze, dobrze Łukaszu, nie równaj wszystkich do siebie. Nie równaj wszystkich do swoich znajomych. Nie równaj wszystkich do wszystkich? No właśnie. Całe życie przecież toczyło się wokół muzyki i każdy ma tam jakieś swoje ulubione brzmienia. Zmysł słuchu potrzebuje jeść tak samo jak organizm po dwugodzinnym wpier#olu na sparingach.
Tym bardziej na treningach. Kiedy kończymy rozgrzewkę i rozpoczynają się drille to widzę zmieszanie wśród niektórych. Czegoś brakuje. „To dzisiaj tak o, bez muzy?”. Nie no przepraszam serdecznie, już odpalamy. Oczywiście nie plejlisty z jutuba czy „popowe popierdułki które emitują radia”, a odpowiednie brzmienia na tą część treningu. Gusta muzyczne tak bardzo ewoluują wraz z kolejnym rocznikiem w kalendarzu, że czasami sam się dziwie. Na przykład śmiało mogę stwierdzić, że na treningu najlepiej wchodzą brzmienia instrumentalne pozbawione części wokalnej. Nie twierdze, że zawsze, ale na przykład polski rap na treningu nie wchodzi mi totalnie. Z racji właśnie na ojczysty język wybrzmiewający z głośnika tracę skupienie, gdyż zaczynam wczuwać się zbyt mocno w to co słyszę. I tutaj też nie jest to regułą, ponieważ nieśmiertelne klasyki na zawsze pozostaną pozytywnie przyjęte. Chyba, że wieją smutkiem i nadają się bardziej na potreningowy streczing, choć i tutaj wku#wia mnie wyniosłość treści wokalnej. Mam to szczęście, że na macie dzielimy zbliżone gusta muzyczne i nikt nie ma oporów by zapytać „a co ty włączyłeś za kasztana?”. Taki zimny prysznic przypomina, że coś co przypasuje w domowym zaciszu do kawy, niekoniecznie będzie grało na macie. Widzę po niektórych, że totalnie im zwisa to czy na treningu coś będzie leciało czy nie. Mimo tego jednak, kiedy usłyszysz od kogoś zapytanie „co to za numer?” wiesz, że wszystko się zazębia, wszystko się wypełnia.
O gustach się nie dyskutuje. Bez muzyki natomiast nie idzie trenować. Muza i trening to starzy ziomale, którzy lubią swoje towarzystwo. Tak poza tym można poznać naprawdę ciekawy kawał muzycznych brzmień, których być może nigdy nie byłoby dane poznać. Tak więc same korzyści. Niechaj wizyta na macie będzie możliwością do poszerzania horyzontów w każdym aspekcie życia. Peace!
tekst: Łukasz Truskolawski