Krzyszof Łukaszewicz po Mistrzostwach Europy NO-GI w Rzymie

Główny trener Dragon’s Den Fight Club po raz kolejny w tym roku wraca z blachami Mistrzostw Europy IBJJF. Podczas ostatniego występu w Rzymie Krzysiek wywalczył dwa złote medale, w kategorii oraz w absoluto. W poniższym wywiadzie porozmawialiśmy z Krzyśkiem o jego ostatnich sukcesach i nie tylko.

 

Gratulacje, a tak właściwie potrójne. Ostatnio pisaliśmy po ME w Lizbonie, a od tamtego czasu ugrałeś tytuł Mistrza Polski No Gi i mistrza Europy No Gi wraz z absoluto. Dobry początek roku!

Dziękuję bardzo. Ostatnio rzeczywiście szczęście sportowe mi dopisuje :-). Każdy z tych medali cieszy inaczej: Lizbona to powrót na ME po równo 10 latach, MP NoGi w Luboniu to mój pierwszy start na tej imprezie podobnie jak Rzym, gdzie dodatkowo zdobyłem pierwsze mistrzostwo Europy jako czarny pas.
Budapeszt, Lizbona czy Rzym – które z miast wspominasz najlepiej z aspektów pozasportowych? 
Trudne pytanie. To miasta piękne, każde na swój własny niepowtarzalny sposób. Gdybym miał wybierać miejsce zamieszkania inne niż Warszawa to chyba byłaby to Lizbona: miasto spokojne, pięknie położone nad wodą z nutą portugalskiej melancholii. Ale najlepsze wspomnienia mam z Rzymu bo tam 8 lat temu oświadczyłem się mojej żonie.
Krzychu, wróciłeś do startów po znacznej przerwie. Co w tym czasie było głównym powodem Twojej absencji na turniejach? 
Złożyło się na to kilka czynników z których głowne to kontuzje i pewne wypalenie. Pierwszy raz w „newazie” startowałem koło roku 2003, więc już sporo czasu temu. Szczerze mówiąc zawody zawsze wiązały sie dla mnie z dużym stresem. W pewnym momencie po prostu przestało mi się chcieć startować i przygotowywać się do zawodów. Chciałem trenować dla przyjemności, porobić więcej zapasów, trochę judo. Przerwa trwała ponad rok.
A potem w 2016 w związku z dołączeniem Dragon’s Den do teamu Ze Radiola pojechaliśmy do Budapesztu na seminarium z Ze i przy okazji zaliczyliśmy start na Hungarian Open. To było fajne doświadczenie, nikt nas nie znał, presja była zerowa. I poszło nam wszystkim bardzo dobrze. Podobnie jak rok później w listopadzie 2017.
Jak wygląda sytuacja w Dragons Den Fight Club po Twoim powrocie do startów? Czy więcej osób deklaruje chęć rywalizacji podążając Twoim przykładem ? 
Mam taką zasadę odnośnie zawodów, że zachęcam ale nie stwarzam presji. Ci, którzy chcą brać udział w zawodach zgłaszają się sami. Są to zazwyczaj te same osoby. Mam nadzieję, że teraz będzie ich więcej ale zawsze powtarzam, że jiujitsu to znacznie więcej niż rywalizacja sportowa. Zależy mi przede wszystkim, żeby ludzie w Dragon’s Den się rozwijali i widzieli swoje postępy a poza tym cieszyli się trenowaniem. Do tego jeszcze powiem może kontrowersyjnie, że zbyt mocne nastawienie na zawody nie jest dobre dla ogólnego rozwoju jiu-jiteiro, szczególnie w pierwszych latach trenowania. Nastawianie się na zawody oznacza często pomijanie stójki (rzuty, obalenia), zbytnie koncentrowanie się na punktach czy przewagach, całkowite zaniedbanie aspektu bojowego czy obronnego jiu-jitsu. Chcę być dobrze zrozumiany, zawody są ważne, uczą, dają doświadczenie, pomagają radzić sobie ze stresem, być zdyscyplinowanym w kwestii trenowania i odżywania, ale nie powinniśmy zapominać o innych aspektach JJ.
Twoja grupa małych smoków coraz częściej bierze udział w zawodach. Jak podchodzisz do tematu rywalizacji dzieci i motywowania ich? 
Podobnie jak z dorosłymi- motywuję ale nie zmuszam. Dzieciaki zachęcone sukcesami kolegów i koleżanek same przychodza do mnie i mówią, że chcą walczyć. Dragon’s Den był pierwszym klubem w Warszawie oferującym zajęcia BJJ dla dzieci (od IX 2010), większość zajęć prowadzę osobiście bo daje mi to dużo radości a poza tym kontrolę nad procesem szkoleniowym.
Cały team Dragon’s Den czyli Urban JiuJitsu Białystok, Grappler Ełk, Marga Radom, Marga Puławy, Marga Garwolin oraz Orły Zakręt prowadzi sekcje dziecięce mogące pochwalić się dużymi sukcesami- wielokrotnie zdobywaliśmy tytuły najlepszej drużyny czy najlepszego zawodnika a nasze dzieciaki przywożą z zawodów worki medali i dają świetne walki. Po raz trzeci w tym roku organizujemy również wspólny obóz dla dzieci, pod koniec którego robimy mini-zawody. To wszystko przynosi efekty.
Ze Radiola Team zajął  3 miejsce na podium drużynowym w Rzymie mimo niewielkiej liczby startujących. Jak oceniasz rozwój teamu? 
To jest temat na osobny wywiad 🙂 Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda się nam ściągnąć Ze do Polski, może wtedy będzie okazja porozmawiać o tym więcej. Ze Radiola to super człowiek i niesamowity nauczyciel. To nie przypadek, że wśród jego uczniów znajdziemy Braulio i Victora Estima, Otavio Souza, Maxa Carvalho i wielu wielu innych świetnych zawodników. Ze był przez wiele lat odpowiedzialny za „competition team” w GB. Jego jiu-jitsu to nie tylko „oldschool”, ma ogromną wiedzę na temat bardzo szerokiego spektrum technik. Poza tym słynie z tego, że wspiera swoich zawodników i zawsze stara się im pomóc.
Na chwilę obecną, po prawie półtora roku naszej współpracy muszę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony. Do ZR Team należy w chwili obecnej ponad 150 akademii na całym świecie ponieważ ludzie szanują Ze i mu ufaja. Prawa ręka Ze- Max Carvalho- mieszka na stałe w Budapeszcie i ma pod sobą wiele akademii w Europie Środkowo-Wschodniej. Myślę, że będzie nas więcej, bo ZR Team to nie jest zwykłe korpo-jitsu.
 Sukces ma wielu przyjaciół, których zapewne chciałbyś pozdrowić 🙂
Pozdrowienia jak zawsze dla moich teamowych przyjaciół z Marga, Urban Jiu-Jitsu, Grappler Ełk, Select BJJ i Orły Zakręt. Dla Miexona za wspólne treningi i dla moich małych, średnich i dużych wojowników z Dragon’s Den, którzy są dla mnie motywacją w byciu lepszym zawodnikiem i nauczycielem.  Dla żony i mamy. I dla mojego najbardziej fanatycznego kibica Diabła.
Podziękowania dla sponsorów: Alfa Aktiv, Ground Game, Diet-Food oraz dla GrapplerInfo za wywiad!

CO JEST KULANE?

Przeczytaj także