Część I
Początki bjj w Polsce okiem Radosława Turka;
Przy samych początkach to ja nie byłem,dopiero po trzech latach od pojawienia się brazylijskiego jiu jitsu w Polsce zacząłem uprawiać ten sport. BJJ w naszym kraju wprowadził Karol Matuszczak i dlatego to on jest uważany za prekursora tej dysccypliny. Razem ze swoimi zawodnikami i kolegami z Aikido pojechali do Brazylii. Po powrocie założyli własny klub i tak to się właśnie zaczęło. Podejrzewam, że jednymi z pierwszych, którzy do nich przyjeżdżali i uczyli się od nich byli Mariusz Linke i Piotr Bagiński z Berserker’s Team. Natomiast z Warszawy to Mirek Okniński, chociaż z boku w Poznaniu ćwiczyła grupka ludzi z Sebastianem Słowkiem, którzy trenowali sami dla siebie i również byli w Brazylii. Jednak własny klub otworzyli dopiero bodajże trzy lata poźniej.
Myślę, że rozwinęło się to wszystko w dobrym kierunku. Pierwsze jakieś tam medialne zawirowania, były spowodowane dzięki Mirkowi Oknińskiemu, który zorganizował walki w klatkach. Zrobiło się na ten temat dużo szumu, ludzie zaczęli o tym rozmawiać. W końcu Paweł Nastula trochę rozeklamował MMA, teraz Mariusz Pudzianowski. Ludzie zobaczyli, że to nie jest tylko bijatyka, a całkiem techniczny sport.
Jeśli chodzi o grappling i brazylijskie jiu jitsu, to wszystko fajnie się rozwija. Na Mistrzostwa Polski w kimonach potrafi przyjechać 700 osób w różnych kategoriach wagowych, wiekowych i stopni zaawansowania. Także można mówić, że ten sport jest popularny w Polsce.
Ja zacząłem trenować u Karola Matuszczaka, trenowałem tam około roku. Następnie poznałem Sebastiana Słowka, to była taka fajna historia, bo poznałem chłopaka w akademiku. On mnie po prostu wkręcił na trening do Sebastiana, który miał kilka operacji kolan. Więc przyjęli mnie jako takie zastępstwo. Okazało się, że po dwóch latach prowadząc treningi we trzy osoby, mogliśmy konkurować z chłopakami, którzy trenowali w regularnej sekcji u Karola. Po jakiś trzech latach treningu, były już sukcesy na zawodach. Ja wygrałem zawody we Włocławku, czy lige BJJ w Krakowie. Wiedzieliśmy, że idziemy w dobrym kierunku, następnie Sebastian nawiązał kontakt z Niemcem, który miał czarny pas w Luta Livre. Sebastian wychodzi z takiego założenia, że lepiej mieć czarny pas tutaj w Europie. Uczyć się od niego co dwa – trzy miesiące, niż Brazylijczyka, bardzo drogiego i widywać go raz na rok. Także my chyba przez ten kontakt z Niemcem i tam też z Brazylijczykami, ponieważ jeździliśmy na szkolenia do Niemiec wydaje mi się, że jakoś nam to tak szybko poszło w dobrym kierunku. Po trzech latach treningu z Sebą, namówił mnie na wyjazd do Brazylii. Sam cwaniak wrócił po trzech tygodniach, zostawił mnie tam i siedziałm pół roku. Wydaje mi się, że był to taki przełom. Tam zobaczyłem jak oni trenują, do czego zmierzają. Po powrocie do Warszawy otworzyłem klub, na początku było dwóch czy trzech chłopaków. Teraz już po pięciu latach treningu, moi uczniowie zdobywają medale w Polsce czy też Europie. W kimonach i bez mimo, że specjalizujemy się bez kimon, to mamy też osiągnięcia w zawodach w GI.
Pierwszy czarny pas luta livre z którym udało mi się trenować to był Andreas Schmidt. Później był też czarny pas LL Daniel Dedal nauczyciel, to taka stara szkoła, ponieważ chłop ma teraz chyba z 50 lat. Udało mi się potrenować w prywatnych lekcjach z Minotauro. To były bardzo fajne zajęcia, gdyż ja mimo, że ważyłem około 9 kg więcej, on był tak techniczny, że samym ruchem pływał, po prostu rewelacja. Później w Brazylii trenowałem u Ricardo Arony. Głównym moim nauczycielem jest Alexandre Paiva z Alliance Team, wydaje mi się, że teraz Alliance to najlepszy klub na świecie. Są sukcesy w kimonach i bez. Muszę powiedzieć, że bardzo dużo wrażenie na mnie zrobiły dwie osoby w małych wagach. Jeden to Alexandre Nogueira z LL, naprawdę specjalista w walce bez kimon. Drugi to Welton Ribeiro, nie jest to rodzina sławnych braci Ribeiro. Mały człowieczek, który był u nas chyba przez miesiąc w Warszawie, Poznaniu. 67 kg a naprawdę takie rzeczy wyprawiał, że to się nie mieści w głowie. Potrafił na mnie zrobić 16 pkt, nie tracąc przy tym ani jednego. Różnica wagi wtedy była prawie 30 kg, a muszę powiedzieć, że wtedy już nie byłem początkującym. Takie są właśnie moje doświadczenia z brazylijczykami i czarnymi pasami.
Data i miejsce urodzenia:
1977 rok , województwo Podlaskie, małe miasteczko Zambrów
Stan cywilny:
Żonaty
Dyscyplina:
Nie uchylam się od jednej czy od drugiej, robię treningi w Gi i bez, Pierwszy duży kontakt z parterem miałem przez Luta Livre, jednak teraz więcej czasu poświęcam brazylijskiemu jiu jitsu. Nie rozgraniczam ich, ponieważ te dwie sztuki walki mogą się uzupełniać, nie gryzą się tak jak piszą na niektórych forach.
Najważniejsze osiągnięcia:
Najlepiej wspominam turniej Ultimate Grappling Chalenge, który odbył się w Niemczech. Było to bodajże 4 czy 5 lat temu. Był to pierwszy taki duży turniej bez limitu czasowego. Mimo, że moja sekcja wtedy w Warszawie miała może pół roku, to naprawdę chłopaki się mocno sprężyli i pomogli mi się przygotować. Tam zdobyłem 1 miejsce w kategorii do 92 kg i 1 miejsce w Open. Najdłuższa walka na turnieju ( nie moja ) trwała 1 godzinę i 45 minut. Cieszę się bardzo z wygrania dwóch trialsów, bo wydaje mi się, że startuje tam taka elita Europy
Wzrost/ Waga :
Waga do zawodów to 98 kg, wzrost 186 cm
Klub:
Alliance Team Warszawa
Moje Dzieciństwo:
Miałem to szczęście, że moi rodzice nie musieli zasuwać jak dzikie osły za każdą złotówką. Mama była pielęgniarką, zawsze po pracy była w domu. Z tego co pamiętam rodzice zawsze byli w domu, byli dla dzieci. Mieliśmy zorganizowany czas, nie było miejsca na bzdury, które przychodziły do głowy. Bardzo pozytywnie wspominam ten czas i doceniam to. Teraz widzę jakie to jest bardzo ważne, ponieważ pracuję w gimnazjum.
Pierwsza miłość:
Moja żona
Edukacja:
Po maturze, gdzie trochę tańczyłem alkohol, imprezy itd.. Mój W-Fista z liceum namówił mnie na AWF. Szczęśliwie wybrałem Poznań, gdzie tam poznałem Sebastiana Słowka, który zaraził mnie tym sportem i teraz kręci się wokół tego moje życie.
Dlaczego BJJ/ Luta Livre/ SF:
Całkowity przypadek… Kiedyś mój brat młodszy o rok zaczął trenować tekwondo. Przyjechał do mnie w któreś wakacje i powiedzmy, że mnie znokautował i to dosyć szybko. Zawziąłem się jako starszy brat i na Studiach zacząłem szukać odpowiedniej dla mnie dyscypliny. Nigdy nie byłem bardzo rozciągnięty, żadne karate mnie nie interesowało. Poszedłem na trening boksu i spotkała mnie nie miła niespodzianka. Pewien zawodnik nokautował wszytkich ludzi po kolei, nie wiem dlaczego trener na to pozwalał. Ja już byłem na drugim roku studiów, więc wiedziałem czym się różni trening od bijatyki. Wpadłem na brazylijskie zobaczyłem, jak chłopaki fajne rzeczy robili. Zostałem przez pół roku, zobaczyłem co to jest i spodobało mi się.
Najcięższa walka/ rywal:
Jeśli bym się zastanowił to może bym coś znalazł. Zawsze jak pomyślę o walce z Michałem Materlą to aż mnie boli… Kiedy Michał jeszcze nie rozpoczął kariery zawodnika MMA mieliśmy walkę w SF na gali „ Arena Berserkerów „ w Szczecinie. Zawalczyliśmy wtedy 2 rundy po 10 minut i dogrywkę 5 minutową. Po nich nie wiedziałem jak się nazywam.. Byłem jak zwłoki, także jak pomyślę o Michale to mnie wszystko boli 🙂
Największa życiowa porażka:
Grubszych błędów nie pamiętam.
Największy sukces:
Można by było powiedzieć fajnie, że tutaj Mistrzostwo Europy czy coś takiego, ale… Mi się wydaje, że moim największym sukcesem jest to, że potrafiłem stworzyć taką grupkę ludzi, dzięki którym na ich bazie mogę przygotować się do każdych zawodów. Tylko z moimi zawodnikami przygotowywałem się do Trialsów, czy finałów ADCC. Piąte miejsce na ADCC wydaje mi się, że jest to duży sukces. To co im przekazałem i to jaki poziom teraz oni reprezentują, jest moim dużym sukcesem. Wszyscy w moim klubie traktują to jako hobby, nie ma tutaj ludzi, którzy trenują dwa razy dziennie, czy zajmują się tylko tym i żyją tym. Wszyscy przychodzą spędzają razem ze sobą fajnie czas i trzymają poziom.
Pięta achillesowa:
Mi się wydaje, że dieta 🙂 Potrafię sobie stworzyć dobry plan treningu, powiedzmy, że podparty od strony siłowej, technicznej i dietetycznej. Wydaje mi się jednak, że nie jestem jakoś za bardzo systematyczny. Dlatego najbardziej to widać w diecie, ale człowiek już starszy, bo 33 lata to już lubi sobie pojeść.
Ulubiona technika:
Nigdy się jakoś specjalnie na nic nie upierałem i robiłem po kolei co wychodziło. Pierwsze co zamiast skakać do latającej balachy to siadałem do dźwigni na nogę. Jak się udało to noga została urwana, a jak nie to zaraz szedłem do sweepa. Mam sentyment do dźwigni na nogi, bo stopy mają mało mięśni, w przeciwieństwie do dużych ramion i barków. Łatwiej komuś urwać nogę niż wyciągnąć balachę.
Kobiety w moim życiu:
Moja żona i Moja Mama
Co lubię robić w wolnym czasie:
Ja mam to szczęście, że mój wolny czas to treningi i jednocześnie to moja praca. Pracuję na Uniwersytecie Warszawskim, na Pradze i na Gwardii mam swój klub. Mój wolny czas jest gdzieś dopiero po 22:00, dwie czy trzy godziny przed snem. Zawsze mówię swojej żonie, że idę do pracy a ona na to odpowiada: Tak do pracy to masz siłę, a odkurzać to już nie.
Sam o sobie:
Ja zawsze sobie najbardziej ceniłem święty spokój, nic na siłę, szanować zdrowie i ludzi.
Co lubię:
Załóżmy, że nie mówimy teraz o sporcie. Jeżeli mam dość treningów po jakiś przygotowaniach do zawodów, to lubię sobie pojechać na mazury. Troszeczkę popływać łódeczką, pograć z moim Tatą w karty i z Żoną iść na film.
Polityka:
Oby nie wchodziła mi w drogę 🙂
Czego nie lubię:
Nie lubię takiej roszczeniowej postawy u ludzi, że należy im się bo są. Pracuję w gimnazjum i wiem, jakie są dzieciaki, które myślę, że wszystko im się należy, za samo urodzenie się. Nie włożą ciężkiej pracy w swoje marzenia, tylko po prostu już chcą to mieć. Nie patrzą na innych, nie szanują ich. Ta postawa mnie strasznie irytuje.
Cele:
Utrzymać szczęście w rodzinie, bo sport przemija, hobby przemija. Może być jedna przyjaźń, druga a rodzina jest do końca życia. Chciałbym, żeby za 30 lat Żona mi powiedziała, że niczego nie żałuje.
Motto życiowe:
Liczy się tylko święty spokój.
Co bym w sobie zmienił:
Jestem bezczelnie dowcipny i wiem, że niektórym się to nie podoba. Może żeby poczucie humoru troszeczkę złagodniało.
Ulubiony film/ aktor/ aktorka:
Nie przywiązują jakoś specjalnej uwagi do tego. Ma być wesoło i tyle. Może być każdy aktor, obym oglądał film w dobrym towarzystwie.
Ulubiona książka:
Raczej na książki to ja czasu w życiu nie miałem. Ciężko mi to wytłumaczyć, ale raczej bazowałem na streszczeniach. Książka to raczej dla mnie źródło wiedzy, niż rozrywka
Muzyka:
Lekkie techno, coś co nie usypia. Jak idę na dyskotekę to coś do skakania, a w domu to może być rock.
Idol z dzieciństwa:
Nie pamiętam jakieś szczególnej postaci, może dlatego nie siedziałem zbyt dużo przed tv. Tata nas zabierał na siatkówkę czy pod jakiś namiot. Mi się zawsze podobało podejście do życia mojego Ojca. Jak nie miał nic do powiedzenia to nie gadał glupot, a jak miał to czy się komuś podobało czy nie to to mówił. Nigdy nikomu w życiu krzywdy nie zrobił, także ja teraz