Jak już ostatnio pisałem, lato wjechało na pełnej. Zaraz koniec roku szkolnego, choć szkoła to temat odległy jak galaktyki Gwiezdnych Wojen, ale jakiś punkt odniesienia musi być. Robota wykonana, blachy przywiezione, a zdjęcie z szesciopakiem na brzuchu pozostanie miłym wspomnieniem po żelaznej dyscyplinie. Ta natomiast dogadała się z systematycznością i razem spakowali mandżur by ruszyć hen daleko. Poleżeć.
Najlepszym świadectwem wyżej wymienionego zjawiska jest frekwencja na treningach. Z sal wypchanych po brzegi, które kipiały rywalizacją i rosnącym skillem zostało niemal echo i garstka sztywnej ekipy. Tak się zastanawiam czy została napisana kiedyś praca naukowa dotycząca długości dnia i jego wpływu na motywacje. Choć to w sumie nieźle pokręcone skoro w nostalgiczne, zimowe wieczory ludziom chce się trenować, a błękit nieba z kawałkiem słońca odbiera im zajawkę na treiny. Jak w takim razie trenować w Kaliforni albo Rio ? Może gdyby mieli tam zimę to wtedy nikt nie wynurzałby się z domu. Brzmi bardziej logicznie niż w przypadku naszego klimatu.
Przypomniało mi się ostatnio, jakie wspaniałe plany snułem na ciepłe miesiące. Joga w plenerze, książki na tarasie, szejki z sezonowych owoców. Tymczasem i ja zauważyłem, że gdzieś ulotniły się chęci na systematyczność w powyższych kwestiach. Nie czytam bo nie ma czasu, nie robię jogi bo nie ma czasu, szejków nie robię bo jem Grycany. Ta, jasne. Czas jest, ale wyżej wspomniane cechy chyba wzięły wolne. Całe szczęście, że w tej części o braku czasu główną rolę gra mata, a więc nie ma szans na opuszczanie treningów. Być może to był właśnie uniwersalny cel, aby nie mieć czasu przez matę, a nie na matę. Choć wiem, że to nie competition mode, ale podobno trzeba umieć opanować wariata, żeby nie zrobić sobie krzywdy.
No cóż, chyba nigdy nie zrozumiem tego przywiązania do skrajności. Żyjemy w czasach „na 100% albo wcale” co w przypadku treningu oznacza 5 jednostek w tygodniu, albo totalny off. Jedno ma pokazać jacy jesteśmy twardzi, a drugie wpędzić nas w depresje. A może by tak kompromis ? Tak po prostu, dla zajawki, podtrzymania formy i szlifu techniczki. 2-3 w tygodniu. Bez spiny i definiowania siebie poprzez ilość czasu na macie. Ja spróbuje z jogą, czytaniem i szejkami. Czas, start !
tekst: Łukasz Truskolawski