Kobieca strona Jiu Jitsu w naszym kraju ma się bardzo dobrze czego dowodem jest coraz więcej trenujących dziewczyn oraz zgrana, dobrze zorganizowana społeczność. Coraz częściej również obserwujemy znaczące osiągnięcia, które dzięki dziewczynom lądują na konto biało-czerwonych. Te natomiast przez ostatni rok zgarnęła zawodniczka Copacabany Kielce – Adriana Wojarska.
(Redakcja) Cześć ! Nie wypada zacząć inaczej niż od gratulacji z tytułu Mistrzyni Europy Jak się czujesz już po zawodach, jak się czułaś przed i oczywiście w trakcie samego turnieju ?
(Adriana) Hej, dziękuję bardzo. Przede wszystkim czuję chęć do kolejnych startów i nowych wyzwań. Przed zawodami czułam ogromny niedosyt i presję, którą sama sobie nałożyłam związaną z przegraną w finale na ostatnich Worldsach. Podczas Europy byłam w 100% skupiona, pewna siebie i pewna tego, że wygram. Mimo to nie lekceważyłam żadnej przeciwniczki.
Za Tobą udany rok 2021. Na ostatnich Worldsach ugrałaś srebro w swojej kategorii, a na MŚ Grapplingu nie zostawiłaś wątpliwości przywożąc Złoto w Gi oraz No Gi. Co przyczyniło się do tak zwyżkowej formy w zeszłym sezonie ?
Myślę, że to kwestia tego, że dopiero teraz miałam szansę się zaprezentować na poważniejszych zawodach i zaczęłam radzić sobie ze stresem, który paraliżował mnie całkowicie podczas moich pierwszych startów za granicą. Na ten moment każde zawody traktuje dosłownie jak swoje święto, moment na który pracuje kilka ostatnich lat i pod który ustawiam sobie w tej chwili pracę i całe życie.
Lekki stres oczywiście zawsze jest, ale tylko mnie motywuje. O starcie zaczynam myśleć dopiero wieczorem przed. Włącza mi się wtedy pełen fokus. Wszystko muszę mieć naszykowane, równo ustawione, spakowane, wyliczone co do minuty – kiedy wyjeżdżam, o której zaczynam się rozgrzewać, ile czasu odpoczywam po rozgrzewce. Wszystko dokładnie wizualizuje sobie w głowie, cały przebieg walk, różne scenariusze, co będę robić w pierwszych sekundach, jak skończę walkę. Daje mi to w pewnym sensie „pełną kontrolę”. W dniu zawodów tak naprawdę nie interesują mnie żadne inne sprawy.
Dobrze wróćmy trochę wstecz. Kiedy i jak w ogóle wpadłaś na to, że akurat Jiu Jitsu zajmie kawałek Twojego życia ?
Trochę przypadkiem, zaczynałam od kick-boxingu, potem robiłam zapasy i podstawowe techniki w parterze, aż zaczęłam chodzić na zajęcia No-Gi do Copacabany Kielce. Pewnego dnia mój dobry kolega wysłał mi promocję na rasha gratis do kimona i stwierdziłam, że w sumie może zobaczę jak sobie poradzę. No i teraz mija 4 rok od kiedy robię jiu jitsu w kimonach u Marcina „Gonza” Tobery (czarny pas BJJ, trener Copacabana Kielce – przyp.red). Mamy tu bardzo mocną ekipę z którą przyjaźnimy się, ciśniemy i wspólnie motywujemy.
Czy był jakiś przełomowy moment w którym poczułaś, że wyróżniasz się na macie ? Wiesz, Twoje wyniki sportowe są tego naocznym dowodem, ale zastanawiam się jak Ty patrzyłaś na swoją drogę w Jiu Jitsu. Niby jest to sport indywidualny, ale trudno uciec od takich aspektów jak wpływ najbliższego otoczenia. Czy to właśnie z niego płynęły jakieś sygnały czy może bardziej była to kwestia wewnętrzna ?
Raczej kwestia wewnętrzna. Z pewnością wyróżnia mnie styl walki bo w przeciwieństwie do większości dziewczyn nie siadam tylko obalam i przechodzę gardę od początku starając się robić swoje. Na treningach walczę z osobami mocniejszymi od siebie z którymi raczej przegrywam. Uważam, że ćwicząc z takimi ludźmi, niewygodnymi dla nas, jesteśmy w stanie sami pójść do przodu. Jak widzę, że ktoś specjalnie unika walki z lepszymi od siebie to wiem, że ta osoba daleko nie zajdzie. Jeśli masz wokół siebie lepszych zawodników to próbujesz ich dogonić i w końcu Ci się uda – mam to szczęście posiadać właśnie takie otoczenie treningowe. Przełomowy moment zaczął się, gdy na niebieskich pasach zaczęliśmy się mocno przygotowywać z Igorem (Igor Dziąg, purpurowy pas wagi średniej – przyp.red.) do zawodów – codzienne stacje, treningi, poprawianie techniki i organizacja na większe eventy to mi rownież bardzo pomogło i wtedy zdałam sobię sprawę, że Jiu-Jitsu to jest tym co chce robić. Do wszystkiego w życiu podchodzę z myślą, że jak już się za coś biorę to chcę być w tym najlepsza i robię to najlepiej jak potrafię, niezależnie czy jest to trening czy praca zawodowa. Im dłużej trenuję Jiu-Jitsu tym widzę u siebie więcej braków, które jak najszybciej chcę nadrobić. Ciężko mówić też o jakiś dużych wynikach sportowych, gdyż narazie walczę w purpurach, a o czymś większym będziemy mogli rozmawiać jak wygram Worldsy w czarnych pasach 🙂
Jak wygląda Twój typowy tydzień treningowy ? Czy łączysz treningi z pracą zawodową jak niemal większość amatorów ? Jeżeli tak to czy jednym z Twoich celów jest życie w 100% z Jiu Jitsu ?
W tygodniu robię około 11-12 jednostek treningowych. Wstaję o 6:00, lecę na trening z samego rana o 7:00, po treningu około 8:30 zaczynam pracę, kończę o 17:00, potem 18:00 trening na macie- wracam, ogarniam wszystko na następny dzień i pracuję dopóki nie padne 🙂 Łączę treningi z prowadzeniem swojej firmy, dzięki czemu mogę ustawić sobie czas pracy pod treningi i wyjazdy na zawody. Zajmuje się marketingiem, dlatego w 70% mój zawód pozwala na pracę zdalną. Nawet przez myśl mi nie przechodzi, że byłabym kiedyś w stanie żyć z Jiu-Jitsu – raczej pracuje bardzo dużo żeby mieć za co ćwiczyć i startować.
Środowisko kobiet w BJJ to ciągły rozwój, coraz wyższy poziom i zacięte pojedynki. Czy miałaś jakiś wzór, ulubioną zawodniczkę w tym świecie ? Ktorą formułę walk kobiet wolisz oglądać – Gi czy No-Gi ?
Nie miałam raczej jednej ulubionej zawodniczki, a obecnie najbardziej podoba mi się styl walki Ffion Davies. Z tymi zaciętymi pojedynkami u dziewczyn jest właśnie bardzo różnie. W porównaniu do walk mężczyzn to czasem wręcz w ogóle nic się nie dzieje. Osobiście chciałabym walczyć tak żeby to zmienić 🙂 Co do następnego pytania to zdecydowanie formuła No Gi. Wiadomo, że w Gi czasem w walce jedna osoba złapie kombinacje z lapelem i nic się właściwie przez resztę czasu nie dzieje. Bez kimon walki są dużo bardziej dynamiczne, lepiej je się ogląda. Sama osobiście też wolę walczyć w No Gi.
Adriana, mamy nadzieje że brązowy pas to kwestia najbliższej okazji i że już niedługo zobaczymy Cię w kolejnych wyzwaniach. A właśnie – czy masz jakieś takie „największe” sportowe marzenie ?
Nie mnie to oceniać, ta kwestia leży w rękach mojego trenera. Czas pokaże. Jeśli chodzi o mnie to zawsze wolę rzucać się „na głęboką wodę”, nawet jeśli jest duże ryzyko przegranej, niż siedzieć spokojnie wygrywając łatwo medale. Taki już mam charakter. Staram się nie wybiegać planami zbyt daleko i skupić się na realnych celach. Moje największe sportowe marzenie to kwalifikacja na finały ADCC i pokazanie swoich umiejętności na największym turnieju bez kimon.