Co jest kulane #77 czyli trzy kroki wstecz na jeden do przodu

Tradycyjnie już czuje się zobowiązany rozpocząć frazą „dawno mnie tu nie było”. Bezsprzecznie daty wskazują na to, że od ostatniego wydania minęło już prawie 8 miesięcy, a przez ten czas przecież działo się okropnie dużo. W świecie Jiu Jitsu, w świecie Jiu Jitsu w mojej głowie i w życiu, tak generalnie. No ale przecież skoro koniec roku i za oknem jakoś tak przykro to i napisać coś zechciałem.

Otóż przyznam szczerze – w tym roku dwukrotnie zderzyłem się z tak zwaną przepałką. Podejrzewam, że dotknąłem tej drugiej, przykrej strony medalu w której zajawka zamieniła się w pracę zawodową i jej natłok spowodował nasilenie odruchu wymiotnego na myśl o poprowadzeniu dziesiątej rozgrzewki w ciągu dnia. Choćby na moment jednak nie odpuściłem przekonania, że proces szkoleniowy moich podopiecznych i nauczanie Jiu Jitsu jest czymś co można robić na odpie#dol. Problem siedział jednak głębiej, a jego przyczyn nie musiałem szukać daleko. Czas dla siebie, na swoje rozkminki przepadł, a jego ograniczenie do minimum obudziło tego wewnętrznego beja, który woli zajadać czipsy wieczorkiem i tak w kółko szukać wymówek by się nie starać. 

Tak, musiałem jak zwykle pomarudzić i jak „typowy Luke” ponarzekać. Bez tego backgroundu jednak nie byłbym w stanie przekazać meritum owego wywodu. Każdy z Was zna to powiedzenie, że jak nie idziesz do przodu to się cofasz. Jiu Jitsu w swojej istocie mówi o nieskończoności drogi, a jeżeli na tej drodze zbyt długo zasiedzisz się na przystanku oczekając na podwózkę to wybacz, będziesz bity. Zasady są dość proste – niezależnie od nastroju i chęci przychodzisz na matę, trenujesz, rozkminiasz, sprawdzasz a co za tym idzie ostrzysz swoje narzędzia. Rozmawiając z jednym z uznanych graczy naszej sceny usłyszałem, że większość osób napotykając pierwsze życiowe zobowiązania typu studia, praca, żona, dziecko po prostu rezygnuje z treningów bo nie może robić tego na 100%, a na 45-50 to już im się nie chce. Ile ja bym dał za te choćby 30 % czasu dla siebie ! Z takim nastawieniem zderzyłem się mniej więcej w połowie roku i tak szczerze po raz pierwszy zwątpiłem w to co powtarzałem sobie od kilku lat – „życiówka jeszcze przede mną”. 

Ostatnio doczytałem się ciekawej teorii o zarządzaniu czasem w życiu, a mianowicie o koncepcji „trzech ogrodów”. Otóż mówi ona o tym, że w życiu jesteś ogrodnikiem z jednym zestawem narzędzi, a do ogarnięcia masz właśnie trzy ogrody czyli dom, pracę i siebie. Tak się składa, że jeżeli poświęcasz turbo dużo jednemu ogrodowi, aby kwitł i pęczniał pozostałe dwa skazujesz na zdychanie. Ówczesny stan zwątpienia i wypalenia polegał właśnie na tym, że starałem się po trochu zarządzać w dwóch ogrodach, a na ten trzeci czyli siebie już nie miałem najmniejszej chęci. Te „po trochu” to również wynik tego, że zapomniałem o sobie i w zupełności szczerze straciłem pokłady własnej wartości i wiary w to, że jeszcze coś mogę zdziałać.

Nie wydarzyło się nic szczególnego, jak zwykle. Na pomoc przyszli ludzie. Może z tym, że przyszli to nie dosłownie, ale los postawił ich na mojej drodze, na szczęście ! Mam ten przywilej, że poprzez podcasty mogę wejść w głowę naprawdę inspirujących osób, a często jeszcze zanim dojdzie do nagrania spędzić wspólnie nieco czasu i po prostu wysłuchać ich historii. Były różne. W przypadku pracy kluczem okazała się tak zwana optymalizacja czasu, która dała mi dwie godziny w tygodniu więcej na drille (damn how nice !). Były również te, które mówiły o zwyczajnym przekraczaniu granic i byciu takim trochę sadystą wobec własnych słabości. Każdej historii z pojedyncza jestem bardzo wdzięczny i wiem, że ta metoda działa. Nie tylko w moim przypadku 

Na te wszystkie kroki wsteczne czekał ostatni kwartał, gdzie mogłem wreszcie ruszyć. Krokiem w przód były rzetelne prepsy do MP w kimonach, które przywróciły mi fun z treningów w tej formule i dały powiew świeżości. Nie wierzyłem w to, że będąc tatą, trenerem full time i potencjalnym pracoholikiem dam radę jeszcze poświęcić czas na gotowanie, zrobienie limitu i względne przygotowanie mentalne do startu. Krokiem w przód jest powolna akceptacja faktu, że trzeba robić ile się da i szukać patentów na równą pracę w każdym z ogrodów. Bez trzech kroków do tyłu i wszystkich tych gorszych momentów to by raczej nie pykło. Never say never. Zdrówka !

CO JEST KULANE?

Przeczytaj także