W 2014 roku Eddie Bravo po raz pierwszy zorganizował turniej „Eddie Bravo Invitational” (EBI), w którym szesnastu, zaproszonych zawodników walczy na zasadach „submission only” czyli bez żadnych punktów. Pojedynek można wygrać tylko poprzez poddanie w regulaminowym czasie lub też w dogrywce. Zasady były dosyć innowacyjne i nie było pewności, czy przyjmą się na dłużej. Celem, który przyświecał założycielowi 10th Planet było przywrócenie atrakcyjności turniejom jiu jitsu. Bravo otwarcie krytykował zawody BJJ (zwłaszcza te w kimonach) i szukał formuły, która uatrakcyjni naszą ukochaną dyscyplinę dla postronnego widza.
Wczoraj miała miejsce gala EBI-13, lecz zanim w Los Angeles Garry Tonon sięgnął po praz kolejny po pas wagi lekkiej, w Radomiu odbyła się druga edycja zawodów Dragon’s Den Cup. Co łączy te dwie imprezy? Właśnie zasady „submission only” z dogrywkami.
Łukasz Bilski – organizator turnieju DDC – poszedł krok dalej niż Eddie Bravo i zorganizował także zawody otwarte dla wszystkich. Każdy mógł się zarejestrować wybierając spośród dwóch kategorii zaawansowania (pro, bądź amator) i spróbować swoich sił w formule „sub-only”. Pamiętano też o „kimoniarzach”. Tym razem w Radomiu można było również wystartować w formule „Gi” – stąd dodatkowe hasło zawodów: Double Challenge.
Wisienką na torcie były dwa, czteroosobowe turnieje na zaproszenie. Kategorię no-gi wygrał Piotr Osiński, który w pierwszym pojedynku, po 9 minutach dynamicznej walki pokonał Grzegorza Bigdonia dźwignią na łokieć. W finale natomiast, Osiński wygrał z Jakubem Piesiewiczem, który doznał urazu żebra w czasie starcia.
Na szczycie turnieju „invitational” w gi stanął Michał Kaużyński, najpierw pokonując przed czasem Aleksandra Jabłońskiego, po to by w finale spotkać się z uznawanym przez wielu za faworyta – Jędrzejem Loską. 10 minut pojedynku toczonego w szybkim tempie nie przyniosło rozstrzygnięcia, a Kaużyński zwyciężył dopiero po dogrywce.
Łukasz Bilski postarał się także o zapewnienie nagród pieniężnych oraz rzeczowych dla najlepszych zawodników turnieju. Co jednak najbardziej zapada w pamięć po Dragon’s Den Cup II? Genialna w swojej prostocie formuła zawodów. Slogan „no points – no doubts” sprawdza się znakomicie. Zasady są jasne nawet dla kogoś, kto nigdy nie miał styczności z grapplingiem, a premiowanie poddań zamiast zamulania generuje akcje i dostarcza emocji. Było mnóstwo otwartej gry, gdyż zawodnicy nie byli ograniczani punktami czy przewagami, które często w niezrozumiały sposób zabierają zwycięstwo i niweczą cały trud włożony w przygotowania.
Za niespełna dwa tygodnie odbędzie się największa impreza BJJ w kraju – Mistrzostwa Polski w Gi. Czy będą to ekscytujące zawody? Oczywiście! Ale tylko dla nas – tych, którzy znają zasady IBJJF. Jednak wielu zawodników przyjedzie do Poznania ze swoimi partnerkami czy przyjaciółmi niezwiązanymi ze sportami chwytanymi – to właśnie będą te ziewające twarze na trybunach.
Jeszcze kilka lat temu nikt by nawet nie pomyślał o tym, żeby zorganizować turniej „submission only”. Kto wie, może za kilka następnych lat to właśnie Dragon’s Den Cup i inne podobne wydarzenia będą głównymi pozycjami w kalendarzu każdego zawodnika i fana BJJ. Nie wybiegając w przyszłość, już teraz z całą pewnością można stwierdzić, że DDC jest eventem najbardziej ekscytującym.