Jiu Jitsu w Sarajewie czyli relacja z wyprawy do Bośni

Temat korzyści płynących z trenowania Brazylijskiego Jiu Jitsu był przerabiany tysiące razy i jedno jest pewne – uzależnionych od tego sportu i stylu życia zajawkowiczów stale przybywa. Zupełnie inną, aczkolwiek równie pozytywną grupą nałogowców są podróżnicy. W czasach jednej globalnej wioski, po której można się swobodnie przemieszczać, coraz więcej ludzi ciągnie do poznawania nowych miejsc i kultur. I właśnie kombinacja tych dwóch pasji dała mi ostatnio niesamowitą frajdę.

Na początku czerwca wybraliśmy się skromną, trzyosobową grupą – Janusz, Rafał i ja – na kilkudniową wycieczkę do Bośni i Hercegowiny. Miało być tylko turystycznie. Janusz Andrejczuk powiedział: „To będzie mój pierwszy wyjazd od 10 lat bez żadnego związku z jiu jitsu”. Już w drodze na lotnisko, okazało się jak bardzo był w błędzie, bo zaczęliśmy kombinować, gdzie w Bośni można się „pokulać”. Padło na miejsce o dźwięcznej nazwie „Kimura BJJ Sarajevo„.

Sarajewo urzekło nas od pierwszej chwili. Malownicze położenie w otoczeniu gór, zróżnicowana architektura, świetne jedzenie i piękne kobiety. Jak się później dowiedzieliśmy w mieście działa aż siedem klubów Brazylijskiego Jiu Jitsu. Jednym słowem – idealnie!

Klub „Kimura BJJ Sarajevo” znajduje się w jednej z sal hali olimpijskiej, w której były rozgrywane zawody hokeja na lodzie podczas igrzysk olimpijskich w 1984 roku. Niewielka mata ulokowana w podziemiach dawała wrażenie jakbyśmy byli w piwnicy gdzieś w Rio de Janeiro, albo w Kalifornijskim garażu. Niesamowity klimat! Smaczku dodaje kartka zawieszona na drzwiach wejściowych z napisem „leglock friendly”. Jednak klimat, to przede wszystkim ludzie, a w „Kimura BJJ Sarajevo” ekipa jest świetna. Trenerzy Dzan i Kenan, oraz cała reszta chłopaków – a było ich w sumie około 10 – przywitali nas bardzo serdecznie. Muzyka, duzo śmiechu i jiu jitsu – czuliśmy się jak w domu.

W momencie, kiedy trenerzy dowiedzieli się, że Janusz był tu i ówdzie i coś tam potrafi, poprosili go, żeby poprowadził zajęcia. A skoro „leglock friendly” to tematem przewodnim były „skrętówki”. Na pewno będzie „drillowane”, bo widać było, że się podobało i zapewne za jakiś czas wyrośnie w Sarajewie armia „leg lockerów”. Chłopaki ewidentnie byli pod wrażeniem umiejętności Janusza, bo napisali na swoim fanpage: „I think this is the best leglock specialist who steped in our city.”

W Sarajewie mieliśmy być tylko jeden dzień i ruszać w dalszą drogę po Bośni i Hercegowinie, jednak miasto oraz ludzie przekonali nas, że warto zostać trochę dłużej. Umówiliśmy się też na kolejny trening w „Kimurze”, gdzie Janusz tym razem zamierzał uczyć urywania głowy.

Dodatkowo okazało się, że jeden z trenujących – Alen – jest przewodnikiem turystycznym i zaoferował nam „tour” po mieście. Woził nas przez kilka godzin po miejscach, w które sami nigdy byśmy nie dotarli i opowiadał historie, których nigdy byśmy nie usłyszeli, za co jesteśmy mu bardzo wdzięczni.

Wieczorem kolejny trening, gdzie było więcej osób w tym goście z Irlandii i Japonii, potem piwko oraz trochę Sarajewa nocą, po czym musieliśmy się pożegnać, bo następnego dnia zaplanowaliśmy wyjazd.

Jeżeli chcecie odwiedzić Bałkany – Sarajewo jest pozycją obowiązkową do zobaczenia. A jeśli chcecie tam poznać fajnych ludzi i przy okazji zasmakować lokalnego BJJ – Ziu Zicu/ Kimura BJJ Sarajevo to jak najbardziej odpowiednie miejsce!

My na pewno tam wrócimy.

CO JEST KULANE?

Przeczytaj także