Gala UFC z numerem 285 przeszła już do historii i zostanie na jej kartach długo. Nie tylko Jon Jones zaimponował fanom mieszanych sztuk walki.
Podczas wydarzenia Amerykańskiego hegemona nie zabrakło niespodzianek. Wydarzenie obroniło się zarówno sportowo jak i medialnie biorąc pod uwagę to co działo się na hali i jak Internet wręcz wrzał komentując przebieg karty. Można ze spokojem założyć, że mamy tu kandydata do gali roku i to już na początku marca.
170 lb: Ian Garry (11-0) – Kenan Song (19-7)
Irlandczyk nieprzerwanie zaskakuje, broniąc swój nieskazitelny jak dotąd bilans. Kenan Song przeżył naprawdę ciężkie chwile w trzeciej rundzie walki. Ian wręcz zasypał przeciwnika gradem uderzeń i posłał Chińczyka na deski.
185 lb: Derek Brunson (23-9) – Dricus Du Plessis (19-2)
Możemy przewidywać, że były mistrz KSW tą walką wkradł się do TOP 5 kategorii lekkiej. „STILLKNOCKS” zdominował Brunsona i zmusił jego narożnik do rzucenia ręcznika. Derek wyglądał na zupełnie bezradnego, podczas gdy Dricus pokazał całemu światu dziury techniczne Amerykanina.
185 lb: Bo Nickal (4-0) – Jamie Pickett (13-9)
Bo Nickal jak przewidywali bukmacherzy zwyciężył to starcie, ale chyba nawet kursy nie wskazywały na taki przebieg walki. Bo Nickal poddał Picketta już w pierwszej rundzie trójkątem rękoma i fani UFC spekulują, że tego wieczoru zwolnił Picketta z organizacji. Już od początku rundy pierwszej Nickal dążył do obalenia przeciwnika, a jego szarża przypominała tą w wykonaniu Chimaeva w walce z Hollandem. Młody prospekt z American Top Team, tej nocy przypomniał całej kategorii średniej o treningach defensywnych zapasów.
155 lb: Mateusz Gamrot (22-2) – Jalin Turner (13-6)
Pojedynek, który o godzinie 4.30 uruchomił telewizory fanów z całej Polski. Nie obyło się bez momentów krótkotrwałego przyspieszenia bicia serca, ale to nazwisko Polaka zostało wyczytane przez Buffera podczas werdyktu. Wbrew pozorom przebieg walki był taki jak zakładali fani. Trzymanie dystansu przez Turnera, punktowanie krótkimi kombinacjami i… bezradność wobec zapasów Gamrota. Polak skutecznie kontrolował Jalina dzięki czemu karty punktowe zostały zapisane na jego korzyść. Dziennikarze sportowi z całego świata również byli jednogłośni i pewni wygranej Mateusza Gamrota. Włodarze UFC wiedzą, że Mateusz to marka premium i powołanie go 10 dni przed galą okazało się być strzałem w 10. Proces powrotu do miana pretendenta właśnie został wznowiony.
170 lb: Geoff Neal (15-5) – Shavkat Rakhmonov (17-0)
Mimo kolejnej wygranej Rakhmonova pewien schemat został przełamany. Mianowicie przeciwnik zawodnika z Kazachstanu przetrwał do 3 rundy, co w karierze Shavkata zdarzyło się wcześniej tylko raz. Geoff Neal przegrał przez duszenie zza pleców w stójce, jednak wcześniej dając bardzo dobrą walkę. Warto nadmienić, że Shavkat ma nieprzerwaną serię 17 wygranych nie oddając ani jednej z wygranych do decyzji sędziów. Imponujące.
125 lb: Valentina Shevchenko (23-4) – Alexa Grasso (16-3)
Co-main event i pierwsza z dwóch walk o pas tego wieczoru. Nie ujmując umiejętności Grasso, nikt nie spodziewał się, że pas kobiecej dywizji muszej zmieni właścicielkę. Valentina zwyczajowo prowadziła starcie z opanowanie, lecz nie ustępując kroku Grasso. W stójce Shevchenko dyktowała tempo, ale być może nie doceniła grapplingu swojej przeciwniczki. Grasso po efektownym wejściu za plecy Shevchenko, nie przepuściła okazji i duszeniem zza pleców wyrwała pas dzierżony przez dotychczasową mistrzynię. Czy Alexa Grasso podzieli los Julianny Peny i odda pas równie szybko jak go zdobyła? Czas pokaże.
265 lb: Jon Jones (27-1) – Ciryl Gane (11-2)
Wyczekiwany od ponad 3 lat, Jon Jones wrócił i jak to miał wcześniej w zwyczaju – namieszał. Przyznam, że w momencie wyjścia bohaterów walki wieczoru skandowałem razem z tłumem. Do organizacji powróciła prawdziwa osobistość medialna, zawodnik, który swoim nazwiskiem sprzedawał całe hale. Oczywiście nie jest nieskazitelny, ale biorąc pod uwagę wymiar jedynie sportowy to prawdziwy GOAT co udowodnił w walce z Francuzem. Ciryl Gane był bezradny wobec zapasów Jona. Walka wyglądała jak spotkanie ciężkiego z półciężkim i to takim, który wagę robi w górę. Jon nie zrobił sobie nic ze stójki Francuza. Nie przyjął żadnego uderzenia i już w drugiej minucie pierwszej rundy (!) udusił „Bon Gamina” gilotyną.
Walka wieczoru pokazała, że UFC dalej może wzbudzać emocje. Takiego odświeżenia potrzebowali fani mieszanych sztuk walki. Gala UFC 285 była bardziej niż widowiskowa i nadchodzący pojedynek Jonesa z Miociciem może mocno elektryzować.