Mieliśmy okazje oglądać każdą gale Iron Fist na żywo. Moim skromnym zdaniem 4 odsłona była zdecydowanie najlepiej zorganizowanym eventem. Markowi Pawlakowi udało się dopiąć praktycznie wszystkie szczegóły na ostatni guzik. Co prawda najtańszy bilet w cenie 100 złotych odstraszył niejednego fana sztuk walki, ale jak na oprawe i fightcard Iron Fista nie była to zbytnio wygórowana suma. Gala odbyła się tradycyjnie na hali Szczecińskiego Domu Sportu, która zgromadziła około tysiąca sympatyków sportów walki, gdzie przy małych rozmiarach hali, większość miejscówek była pozajmowana. Szczecińska organizacja z roku na rok staje się co raz bardziej liczącym graczem głównie z powodu bardzo profesjonalnego podejścia i zaangażowania organizatora.
W naszej relacji skupimy się głównie na walkach MMA. Pierwszym pojedynkiem w tej formule walki było starcie Macieja Różańskiego ze Szwedem Kristianem Lexellem. Maciej w wywiadzie przed walką stwierdził, że poprawił umiejętności boskerskie i będzie chciał spróbować swoich sił w tej płaszczyźnie walki. Faktycznie walka zaczeła się od kombinacji bokserskich z jednej i z drugiej strony, początkowo odniosłem wrażenie że nasz zawodnik jest częściej trafiany. Po kilku wymianach w stójce, Maciej Różański postanowił przenieść walkę do parteru z tym, że Szwed jako doświadczony zawodnik opierał się o narożnik uniemożliwiając skontrolowanie pozycji. Walka znowu wraca do stójki, wymiany lewy prosty na lewy prosty i nagle high kick Szweda, który dosięgnął naszego reprezentanta w okolice szyji/szczęki. Kopnięcie zrobiło chyba większe wrażenie na publiczności niż na Maćku, po tej akcji Maciek jakby chciał powiedzieć „miarka się przebrała” sekunde później pięknym sierpem na szczękę posłał Lexella na deski, kilka ciosów w parterze, które nie jestem pewien czy doszły celu i słuszne przerwanie walki przez sędziego. Kristian po uderzeniu naszego zawodnika upadł w podobny sposób jak Sakuraba w walce z Wanderleiem Silvą czyli jak przysłowiowa kłoda 🙂 Publiczność szaleje, Maciej dopisuje 3 zawodowe zwycięstwo do swojego bilansu. Wydaje mi się, że na tą chwilę jest to jeden z najbardziej perspektywistycznych zawodników w kat. średniej, dobre warunki fizyczne, znakomity parter, przyzwoite zapasy i jak się okazuje ciężkie ręcę powinny zadecydować, że to nie ostatnie zawodowe zwycięstwo Maćka na ringach MMA.
Drugi pojedynek to walka podopiecznego Damiana Grabowskiego- Dawida Drobiny z Abulhanem Haluevem z Arrachion Olsztyn. Drobina popełnił jeden błąd- wziął walkę na tydzień przed galą. Pierwotnie z Czeczenem miał walczyć Ireneusz Ziółkowski, który niestety miał wypadek na motorze z tego miejsca życzymy szybkiego powrotu do zdrowia. Wracając do walki, Dawid postawił na roztrzygnięcie starcia przez submission, specjalizujący się w gilotynach i skrętówkach Opolanin nie wiedział, że Abulhan nie klepie na gilotyny nawet Mamedowi. Każda próba zapięcia gilotyny kosztowała go sporą utrate energii. Podobnie rzecz miała się przy próbach skrętówek, Abulhan oraz jego sztab trenerski odrobili lekcje przygotowując się na ucieczki z pozycji zagrożonych skrętówkami. W pewnym momencie wydawało się, że Abulhan odklepie balache założoną z gardy, jednak wskazówki udzielane przez Pawła Derlacza zaskutkowały kolejną ucieczką Czeczena z opresji. Reasumując pierwszą runde przyznaje remisową lub z małym wskazaniem na Dawida, druga runda bez dwóch zdań należała do Halueva. Po walce Dawid sam przyznał, że zawiodło przygotowanie wydolnościowe a w sumie jego brak, a z porażki wyciągnie odpowiednie wnioski i z chęcia podejmie walke rewanżową, ale tym razem będąc do niej w pełni przygotowanym. Pozostaje nam pogratulować mądrze rozegranej walki Haluevowi.
Trzecie starcie: Michał Gutowski vs Łukasz Działowy. O tej walce nie będę rozpisywał się. Od samego początku kilka dynamicznych wymian bokserskich po czym Gutowski udanie sprowadza do parteru swojego oponenta. Gutek kontroluje Działowego przechodząć w kółko z bocznej do połnoc-południe zadając przy tym ciosy na głowę Łukasza, gdy Szczecinianin zdobywa pełny dosiad i zasypuje reprezentanta Silesian Cage Club Katowice brutalnym ground£ wydaje się, że zwycięstwo ma już w kieszeni. Atak trwa około pół minuty, twarz Działowego zaczyna być co raz bardziej rozbita jednak nie poddaje się. Przy próbie mostowania i ucieczki z dosiadu przechwytuje nogę Michała i zakłada dźwignie na noge o nazwie taktarov. Jest to technika, którą można przeczekać i niekażdy na nią klepie co prawda istnieje ryzyko zerwania torebki stawowej, ale nie jest to tak demolująca stawy/wiązadła technika jak skrętówka. Gutek na pewno miał problemy z wyciągnięciem nogi ponieważ walczył w butach zapaśniczych i niemoc ucieczki mogła być główną przyczyną odklepania techniki. Gratulacje dla Działowego za pokazanie charakteru do samego końca, Gutkowi życzymy natomiast szybkiego powrotu na ring i nie oddawania wygranych walk 🙂
Przechodzimy do wisienek na torcie czyli starcie mega doświadczonego Alana Omera z Mariuszem Abramiukiem. Mario zbijał do kat. piórkowej 14 kg, obawiałem się, że tak duża utrata wagi może skutkować słabszą kondycją lub motoryką na szczęście miło się zaskoczyłem. Od samego początku walki Abramiuk wyszedł bardzo spokojny do walki, co jest jedną z jego największych zalet, nie panikuje w ringu i zachowuje zimną krew co jest bardzo ważne. Odniosłem wrażenie, że przez garde Mariusza częściej trafiał Omer, ale to tylko moje pierwsze wrażenia, nie oglądałem powtórek więc mam nadzieję, że nikt z narożnika Maria nie będzie linczował mojej wypowiedzi 🙂 Mariusz w pierwszej rundzie popełnił być może kluczowy błąd, zaciągając Alana do narożnika usiadł chcąc wyłapać nogę Turka na skrętówkę, niestety Omer znalazł się w pełnym dosiadzie do końca rundy zasypując Mariusza gradem uderzeniem. Pamiętacie walke Mariusza z Borysem Mańkowski? Pierwsza runda piekielne lanie, druga natomiast zupełny zwrot sytuacji. Podobnie było i tym razem, Mariusz wychodzi jakby uderzenia, które przyjął nie zrobiły na nim wrażenia. Kluczową akcją w drugiej rundzie było wybronienie przez Omera obalenia, Abramiuk na dole Omer na górze, Turek pozwala wstać naszemu zawodnikowi, a ten wykorzystuje chwilę nieuwagi i z wyniesieniem rzuca Omerem o deski. Publika szaleje, wspałaniała kontrola w parterze i pełny dosiad, uderzenia zalewają Omera, niestety nie było w nich aż takiej siły, aby sędzia przerwał walkę. W trzeciej rundzie, Omer stara się punktować w stójce i broni praktycznie każdą próbę obalenia, ostatecznie wygrywa przez decyzje sędziowską. W mojej opinii Mariusz Abramiuk jest stworzony do walki, chłopak ma charakter prawdziwego zawodnika i cechy przyszłego mistrza. Zabrakło lepszego przygotowania zapaśniczego, Mario obalił Omera raz po czym bez większych problemów znalazł się w dosiadzie, gdyby chociaż połowa prób obaleń była skuteczna, walka roztrzygnełaby się na korzyść naszego zawodnika. Obaj zawodnicy dali dobre show, myśle że była to bardzo dobra walka dla oka co potwierdziła publiczność gromkimi brawami 🙂
Na koniec Fijałka vs Darpinyan. Tak na prawdę Sztanga od początku walki realizował swoje założenia taktyczne, przyjmował „cepy” Ormianina na podwójną gardę i kontratakował. Gdy walka przeniosła się do parteru, Michał ze swoim znanym spokojem konsekwentnie dążył do całkowitego skontrolowania przeciwnika w dosiadzie co z resztą mu się udało. Przez chwilę staneło mi serce gdy zobaczyłem próbę kimury ze strony Ormianina. Bałem się, że Fijałka wpadnie na podobną technike jak ze Stringerem. W pełnym dosiadzie Sztanga robił to co wychodzi mu bardzo dobrze czyli ground and pound. Po pierwszej rundzie Darpinyam ledwo stał na nogach i prawie „zjechał” od próby duszenia zza pleców. W drugiej rundzie chwiał się na nogach desperacko rzucając cepami w stronę podwójnej gardy Michała. Szczecinianin wyczekuje moment, sprowadza walkę do parteru, dosiad następnie ground£, Darpinyan oddaje plecy, Fijałka nie marnuje drugi raz okazji na poddanie przeciwnika i dusi go czystym mata leo. Tym zwycięstwem Sztanga potwierdza, że nie bez przyczyny jest klasyfikowany jako numer 2 wagi półcieżkiej w Polsce.
Na koniec podziękowania dla Venoma z mmarocks za ogarnięcie nam akredytacji 🙂