„Spodziewaj się niespodziewanego” czyli podsumowanie trialsów ADCC naszym okiem

W sobotę stołeczna Arena Ursynów gościła ścisły top grapplerów w ramach pierwszych w tym sezonie eliminacji do Mistrzostw Świata ADCC. Nie od dziś wiadomo, że trialsy to impreza najwyższej rangi, której poziom sportowy to gwarancja widowiska i emocji. Tym razem nie było inaczej i decyzja o tym, że jedziemy tam ekipą była czymś oczywistym. Przeżyć trialsy w roli obserwatora równa się naładować zajawką na kolejne tygodnie roboty na macie. 

Trialsy, gdziekolwiek na świecie mają miejsce charakteryzują się tym, że nigdy tak naprawdę nie wiadomo kto wystrzeli tym razem. Mam wrażenie, że robienie predictów na podstawie znajomych nazwisk czy medalistów z poprzednich edycji nie za bardzo mają sens, gdyż tak jak wspomniałem – you never know. Zawsze całym serduchem stoimy za naszymi rodakami z racji na sympatię, przyjaźń czy zwyczajne poczucie przynależności narodowej. W tym roku jednak dywizje były nabite jak autobus do Lichenia, a więc frekwencja powodowała jeszcze większe zamieszanie w potencjalnych prognozach. 

Niewątpliwym bohaterem wczorajszego turnieju był 19-letni Jozef Chen, na codzień trenujący w B-Team, który w drodze po bilet kategorii -77 kg pokonał największych faworytów tej kategorii wagowej w tym niestety Mateusza Szczecińskiego z którym spotkał się w 1/4 finału. Chen odgryzł się Mateuszowi za porażkę z poprzednich trialsów, aczkolwiek nie ma wątpliwości co do tego że Mateusz dał mu najtrudniejszą bitkę w drodze po złoto. Mimo tego, że Mateusz w tym roku wraca bez medalu widać niesamowity progres w jego grze, podejściu mentalnym i pewności siebie w kontekście tego jak wartościowym jest zawodnikiem z ugruntowaną pozycją na świecie. Wracając do Chena, w półfinale pokonał znacznie na punkty Tommy Langakera (sic!), natomiast w finale z Oliverem Taza podniósł na wyżyny emocji całą publikę pokazując taki kunszt techniczny, że opada szczęka. Czekamy z niecierpliwością na spektakl w tym wydaniu na finałach w 2024. 

Kategorię -66 kg w tym roku przejechał kolejny niespełna 20-letni zawodnik z Anglii Owen Jones, na codzień trenujący z Jedem Hue w londyńskim Apex Jiu Jitsu. Tak jak wspominałem na początku, trudno było wymienić tego chłopaka wśród takich nazwisk jak Kamil Wilk, Ashley Williams, Robert Diggle czy ostatni triumfator Sam McNally. Stało się tak, że tak naprawdę nikt z wymienionych nie dotarł do podium a zakładam, że patrząc na te nazwiska również obstawilibyście jakąś konfiguracje. W drodze po bilet Owen Jones wygrał z Ashleyem Willamsem i Robertem Diggle, a finałowa walka ze szkotem trenującym w B-Team Cameronem Donelly dał pokaz agresywnego i zdeterminowanego Jiu Jitsu. Czapki z głów, czekamy na więcej ! 

W kategorii -88kg po raz kolejny daleko zaszedł nasz rodak Piotr „Gumiś” Fręchowicz, który jednak po kontrowersyjnej decyzji sędziowskiej w półfinale odpadł z rywalizacji o bilet. Zmierzył się tam z reprezentantem Finlandii Tuomasem Simola gdzie po intensywnych 9 minutach walki sędziowie przyznali wygraną Finowi. Na osłodę tej sytuacji cieszymy się faktu, że po raz drugi na Mistrzostwa Świata ADCC pojedzie zaprzyjaźniony z naszym środowiskiem Santeri Lilius, który w finale przed czasem odpalił balachą Simole zapewniając sobie kolejny wstęp do najlepszej szesnastki na świecie w przyszłym roku w Las Vegas. Santeri po drodze na szczyt podium stoczył aż 6 walk z czego 5 wygrał na punkty nie zostawiając decyzji sędziom. 

Na wagi ciężkie patrzyliśmy z dużą nadzieją na występ naszych reprezentantów, gdzie w -99 kg wypatrywaliśmy Andrzeja Iwata oraz Marcina Maciulewicza. Niestety chłopakom nie udało się dotrzeć do podium – „Maciul” w drugiej walce przegrał ze zwycięzcą kategorii, podopiecznym Danahera, Luke’m Griffith który w drodze po złoto wygrał wszystkie swoje walki przez poddanie. W najmniej frekwencyjnie obsadzonym + 99 kg triumfował reprezentant Finlandii Heikki Jussila, który w finale wygrał na punkty z faworytem kategorii, kolejnym wysłannikiem New Wave Danem Manasoui.

Kategorie kobiet na obecnych trialsach nie miały zapewnionych biletów na finały co jednak nie zniechęciło zawodniczek do rywalizacji. Kobiece Jiu Jitsu w Europie idzie do przodu i widać, że coraz więcej młodych zawodniczek na poważnie bierze się za trenowanie full-time co przekłada się realnie na wysoki poziom sportowy. Kolejne triasy już w pierwszej połowie 2024, gdzie tym razem dziewczyny powalczą o bilety co zapowiada jeszcze większe fajerwerki. Do zobaczenia ! 

CO JEST KULANE?

Przeczytaj także