Co jest kulane #81 czyli jak bardzo trafiła do mnie pewna wygrana

Ostatnio na scenie zawodniczej miała miejsce wygrana, która wyjątkowo uradowała moje serducho. Nicky Ryan w fenomenalny sposób poddał JT Torresa na gali WNO będąc w tym meczu grubym underdogiem z passą kontuzji i niepowodzeń w ostatnich latach. Triumf ten naładowany był sporą dawką emocji, a Nicky Ryan i jego autentyczna radość po wygranej była czymś co skłoniło mnie do napisania tego tekstu.

Tak, autentyczność. Ciężko dziś tak naprawdę stwierdzić kto jest kim. Kultura tworzenia kreacji i budowania marki medialnej bardziej działa polaryzująco niż rzeczywiście pozwala nam poznać bliżej postacie ze sportowej czołówki. Miałem okazję poznać wielu graczy, którzy doskonale brylują pomiędzy komunikacją medialną, a dialogiem off-the-record. Nie oceniam, wiadomo że każdy robi to po swojemu rozumiejąc zasady. Don’t hate the player, hate the game. Kiedy jednak oglądam walkę na tak topowym poziomie i po mistrzowsko wyłapanym poddaniu Ryan totalnie bez kontroli zaczyna jarać się jak dzieciak to jakoś rośnie mi serce. Być może dlatego, że czuję wagę tego momentu i widzę radość młodego i ultra-zdolnego gościa, który poniekąd naznaczony presją nazwiska i niefortunnym losem wreszcie odbił się od gleby, zaliczając największą wygraną w swojej karierze. Nie widziałem tam wielkiej przewózki, napinania klaty i machania łapami w stylu „dajcie mi teraz przeciwnika”. To było prawdziwe, bez kalkulacji i właśnie na tym polegała wyjątkowość tego momentu.

Być może tak naprawdę nie ma o czym tu rozprawiać ale wydaje mi się, że spora część sceny jest już tak bardzo napuszona, pewna siebie i oszczędna w emocjach, że coraz rzadziej takie sceny oglądam jako fan tej gry. Niezwykle cenię natomiast sobie te postacie, które wciąż potrafią pokazać się takimi jakimi są kiedy już zgasną światła i kamery.

Tekst: Łukasz Truskolawski

CO JEST KULANE?

Przeczytaj także