Co jest kulane #67 czyli zespół odstawienia, pauza i związane z nią korzyści

Kiblujemy, nie ma przebacz. I choć może nie jest to zbyt poetycki początek to takiego scenariusza jeszcze miesiąc temu chyba nikt się nie spodziewał. Corona docierała do nas co prawda z odległych źródeł, ale wiadomo, że co w Chinach to daleko i pewnie  przejdzie bokiem. Nie wiem, może to ja tak mam że wrodzona olewczość i niepoprawny optymizm nie pozwalają mi myśleć w czarnych kategoriach. Cóż jednak, stało się. Pandemia, zakazy, nakazy, rozporządzenia władzy. No i przede wszystkim – zamknięte sale, Jiu-Jitsu musi poczekać.

Cierpienie. Mawiają, że uszlachetnia, wzmacnia i czyni bogatszym duchowo. Większość z nas jednak jest wojownikami rutyny, a wpływ jaki mata odgrywa na naszą biologię jest nie do opisania. Pisząc wyłącznie o endorfinach nie przekazałbym choćby ćwiary tego jak wielką rolę w naszym życiu grają treningi. Być może terminy wentyl bezpieczeństwa czy regulator stresu, których użyli ostatnio moi koledzy po fachu przybliżą choć trochę obraz tego co zostało odebrane wszystkim trenującym.

Zespół odstawienia to z definicji zespół objawów występujący u osób uzależnionych od określonej substancji, do ujawnienia którego dochodzi w sytuacji zaprzestania przyjmowania danej substancji lub zmniejszenia jej dawek. Wbrew pozorom, choć w definicji użyte jest słowo substancja to w dzisiejszych czasach niekoniecznie musimy odnosić się do kontekstu ich zażywania. Mówiąc kolokwialnie – ćpamy wszystko. Żarcie, social media, pracę, a również to co daje nam satysfakcję i jest naszą pasją. W momencie kiedy zostajemy pozbawieni tego co tak bardzo wypełnia nasze życie zaczyna się górka, a najgorzej że nastrój by się pod nią wspinać osiąga bardzo ponury kolor. Fajnie, że na codzień przekraczamy swoje granice na macie, piszemy motywacyjne gówna na nety, ale pozbawieni rutyny wydajemy się zgoła obnażeni z tych nadludzkich przypadłości. Nie jest to jednak nowość, a symptomy tego tak naprawdę każdy mógł zauważyć już dawno. Jedynym dniem w tygodniu, który tak naprawdę nie wymusza na nas pędu od rana, nie kopie w łeb budzikiem i nie nakręca toku zdarzeń jest niedziela. Popularnym określeniem od lat jest przecież niedziela dzień cwela, ale w sumie przyglądając się aktualnej sytuacji to jego geneza jest oczywista. Nie ma co robić, zmuła drogi Panie. Oczywiście nie odnoszę się tutaj do tych, którzy niedziele spędzają z kacem bo ten jak wiadomo zabija jakiekolwiek chęci robienia czegokolwiek, a więc sytuacja sprzyja. Leżing, Netflix, książeczka i pizza. No dobrze, ale wróćmy jednak do realiów tych, którzy z racji na zdrowy tryb życia decydują się jednak nie wlewać w siebie etanolu w sobotę, a wolą po prostu się wyspać. Nie zmąceni kacem i naładowani pozytywną energią stają nagle przed wyzwaniem pod tytułem slow mode i zaczyna się problem. Ba, pół biedy jak w domu są dzieciorki, ktoś bliski czy choćby pieseł. Pojawia się tak naprawdę jedyny dzień w którym można zwolnić i zacieśnić relacje. Gorzej z tymi, którzy wyżej wymienionych dóbr nie posiadają, a jeszcze gorzej kiedy mimo wolnego czasu nie umiemy spędzać go z tymi, których mamy obok. Ileż to razy można usłyszeć „tyle roboty, że mało się widzimy”, ale kiedy już jest chwila oddechu to niekoniecznie w pierwszej kolejności myślimy właśnie w takich kategoriach. Nie mam dzieci (jeszcze !) więc bynajmniej nie jest to ocena tych, którzy są familijnymi weteranami. Chodzi bardziej o zjawisko, o współczesny pęd, który coraz bardziej pozbawia nas umiejętności radzenia sobie w sytuacjach, która aktualnie na nas spadła lub mówiąc brutalniej dojechała.

Nikt nie nacisnął stop. Po prostu nastąpiła chwilowa pauza. Musimy sobie z tym poradzić, a być może nawet potraktować ten czas jako naukę umiejętności radzenia sobie z takim stanem. Być może Ci, którzy umieją wykorzystać wspomnianą niedzielę na naładowanie baterii radzą sobie lepiej, ale finalnie jeszcze nie wiadomo jak długo potrwa ta niedziela, więc każdy może dostać fiśka. To naprawdę piękna sprawa obserwować jak bardzo środowisko BJJ zjednoczyło się w tej sytuacji i jak wiele pomocy oferuje zewsząd. Darmowe dostępy do treningów on-line, darmowe szkoleniówki, porady z zakresu psychologii sportu (dziękujemy Zosiu !) i masa innych ciekawych projektów. Informacje ze świata, które mówią o tym że środowisko odnotowuje pozytywne skutki tego globalnego kryzysu też jest jakimś pozytywnym njusem w tym zalewie paniki i dezinformacji. I choć to też może być fake news to po prostu bardziej opłaca się filtrować to co dociera do nas sprzed ekranu. Social media to na chwile obecną spore zagrożenie dla pozytywnego nastawienia, ale finalnie to my sami decydujemy o tym skąd czerpać inspirację. Nie pamiętam kiedy miałem tyle czasu na czytanie, szkoleniówki, podcasty czy filmy. Wczoraj uświadomiłem sobie, że mimo kwarantanny możemy spędzać czas z wartościowymi ludźmi niemal bezustannie, gdyż ich obecność pod postacią książek, podcastów czy filmów jest równie potężną inspiracją. Tak samo możemy siedzieć cały dzień skrolując i ładować w siebie memy, frustrację, panikę i resztę negatywnych emocji. Czas w którym przyszło nam egzystować stawia przed nami konkretny wybór – duchowe wzmocnienie lub wegetacja. Wiadomo, trzeba się ruszać aby ciało pozostało w trybie czynnym i w myśl maksymy anime sana in corpore sano. Może się jednak okazać, że kiedy już to wszystko się skończy wrócimy na matę jeszcze mocniejsi mentalnie dzięki temu, że nie zmarnowaliśmy tego czasu na bezwartościowy szajs.

W jednym z ostatnich wpisów Josh Hinger nawiązał do systematyczności w tym okresie, która bezapelacyjnie będzie miała wpływ na nasz powrót na matę. Nieważne czy rozumiecie ją wyłącznie w kontekście fizycznym czy także mentalnym to teraz jest najlepszy czas, aby szlifować tę umiejętność. Ja na przykład pracuje nad nie-wpie#dalaniem i powrotem do zdrowych nawyków żywieniowych. Oczywiście z odrobiną treningu i z jak największym udziałem mądrych ludzi, którzy docierają do mojej głowy. Zdrówka !

tekst: Łukasz Truskolawski

CO JEST KULANE?

Przeczytaj także